Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Franciszek Pieczka świętuje 90 lat! Wybitny aktor pochodzi z Godowa

Marcin Zasada
Franciszek Pieczka ma 90 lat! Życzymy wszystkiego najlepszego!
Franciszek Pieczka ma 90 lat! Życzymy wszystkiego najlepszego! Karolina Misztal
Dziś urodziny jednego z najwybitniejszych aktorów w historii polskiego kina. Ślązaka z Godowa. Franciszka Pieczki. Nie chciał być górnikiem jak ojciec i dziadek. Został aktorem, choć tata lał go pasem po gołym tyłku, gdy jako 10-latek wymykał się do kina. Wielki artysta, wielki Ślązak kończy dziś 90 lat.

Franciszek Pieczka świętuje 90 lat! Wybitny aktor pochodzi z Godowa

Trudno byłoby zliczyć choćby połowę znakomitych filmowych kreacji, które stworzył. Grał u najwybitniejszych polskich reżyserów - od Wajdy, przez Kieślowskiego, Kolskiego, Hasa, Leszczyńskiego, aż po Kutza. Był czas, gdy popularnością przebijał w Polsce Rolling Stonesów - dzięki „Czterem pancernym” hordy fanów były gotowe stratować się nawzajem, żeby tylko zdobyć jego autograf.

Dziś Franciszek Pieczka kończy 90 lat. Z tej okazji przypominamy fragmenty obszernego wywiadu, jakiego udzielił DZ pod koniec ubiegłego roku.

WYWIAD Z FRANCISZKIEM PIECZKĄ
GDYBYM NAWET ŻYŁ JESZCZE 100 LAT POZA ŚLĄSKIEM, UMRĘ JAKO ŚLĄZAK

Pieczka to rodowity, urodzony w Godowie, Ślązak. Pogmatwanie śląski jest też jego życiorys. Śląski jest też jego charakter, co z dumą podkreśla przy różnych okazjach. Choć zaznacza, że w tym wieku trudno snuć jeszcze jakiekolwiek plany, mamy nadzieję, że jeszcze zobaczymy go w kinie. Taki talent musi żyć wiecznie.

O skomplikowanych rodzinnych losach

Ojciec dużo przeszedł. Nasz rodzinny Godów przed pierwszą wojną był pruski, a za Olzą były już Austro-Węgry. Ojca wcielono do wojska pruskiego. Po tym, jak czterech jego braci zginęło na froncie, dowódcy zlitowali się nad jego matką i puścili go z okopów. Po to, żeby któryś z Pieczków mógł wrócić do domu prowadzić gospodarstwo.

Tata był później powstańcem śląskim, z kolei jego brat w tych samych powstaniach brał udział po niemieckiej stronie… Ciężko to wszystko zrozumieć… Na szczęście, w powstaniu nie spotkali się po przeciwnych stronach frontu, ale i takie historie były na Śląsku na porządku dziennym. Ale już w Polsce ojciec przez 6 lat był bezrobotny, utrzymywał nas z pracy na roli, a jego brat wyjechał do Niemiec i tam nieźle mu się wiodło.

Ironia losu? Przez lata stryj słał z tych Niemiec paczki, żeby powstaniec śląski, w Polsce, o którą walczył, mógł wyżywić rodzinę. To się po prostu w głowie nie mieści! Dla mnie to do dziś jedna z najlepszych lekcji śląskości.

O wymykaniu się do kina, gdy miał 10 lat

Ojciec nie chciał, żebym do kina chodził, mówił, że to świństwo, deprawacja i bezbożność. Gdy w 1938 roku Polacy wkroczyli na Zaolzie, pomaszerowałem z Godowa do czeskich Petrovic, żeby zobaczyć „Znachora”. Kazimierz Junosza-Stępowski był w tej roli nieprawdopodobny! Ze starszymi kolegami zasuwaliśmy do kina z kilkanaście kilometrów na piechotę. Wróciłem do domu, a ojciec już czekał na mnie z pasem. Lał mnie pasem po gołym tyłku i krzyczał: „Jo ci dom Znachora! Jo ci dom Znachora!”.

Gdy już zostałem aktorem, żartowałem z ojcem: „Widzisz, jak to bicie pasem mi było potrzebne”. Później chodziłem też oglądać filmy w Wodzisławiu. I tata dalej był nieprzejednany: „Pierona, żeby tam bomba jaka rypła, żeby to bezbożnictwo rozwaliła!” - mówił. No i przyszły naloty na Wodzisław. Kamienice rozwalone, nawet na kościół spadła bomba, a kino zostało nieruszone. Odpowiadałem ojcu: „Patrz, jaka to niesprawiedliwość ze strony kogoś, kto tym wszystkim kieruje”.

Franciszek Pieczka w spocie antysmogowym

O tym, jak nie został górnikiem

Ojciec polecał mi tę robotę: „Patrz synek, na gowa ci nie kapie, dyszcz nie lyje, pod dachem żeś jest głęboko”. Mówiłem na to: „Wiesz tata, ja to bym nie chciał, żeby było z nami jak w tym powiedzeniu: ojciec muzyk, a syn trąba”. Ale ojciec próbował. Jego kolega załatwił mi pracę na kopalni Barbara-Wyzwolenie w Chorzowie.

Zjeżdżałem na dół, ale nie kopałem węgla, tylko przekopy w kamieniu się biło. Wierciliśmy, strzelaliśmy, a jak gruz spadł, to sercówami ładowaliśmy na wózki. Ciężka, fizyczna harówa. O tym, że nie nadaję się do górnictwa, ostatecznie przekonałem się w dniu, w którym rębacz w ostatniej chwili wyciągnął mnie spod walącej się ściany. Płacono nam od metra przekopu, więc nie było czasu na rozmyślanie. W pewnym momencie poślizgnąłem się i upadłem na stalową płytę, na którą leciał odstrzelony kamień. Gdyby przodowy mnie nie zauważył, zginąłbym na miejscu.

O tym, jak został aktorem

Swojemu poloniście oświadczyłem, że będę zdawać na politechnikę, a on na to: „Głupstwo robisz, powinieneś iść do szkoły teatralnej”. Ale ojciec nawet nie chciał o tym słyszeć. Więc zdałem na Politechnikę Śląską, postudiowałem miesiąc elektronikę i stwierdziłem, że polonista miał rację. Szajba mi odbiła, zostawiłem kolegom indeks, powiedziałem: „Mocie pamiątka ode mnie, jadę zdawać do teatralnej”. Wszyscy się w czoło pukali.
Przyjechałem z walizeczką do domu. Ojciec już w drzwiach mnie strofował: „No co, pieruna, już cię wyciepli?”. „Nie wyciepli, jo zdoł do teatralnej”. Ojciec zaczął rzucać pieronami i wróżył mi, że będę „Hungerkünstler” - głodującym artystą. A najlepsze w tym wszystkim, że on za młodu sam udzielał się w teatrze amatorskim.

O wielkiej sławie „Czterech pancernych”

Pamiętam nasze pierwsze wielkie spotkanie z fanami „Pancernych” w Łodzi. Mieliśmy przejechać czołgiem ulicą Piotrkowską, ale jak władze zobaczyły te potworne tłumy… Pan sobie wyobrazi pół miliona ludzi przy naszej trasie przejazdu. Tyle się ponoć zebrało! No dobrze, rezygnujemy z czołgu. Więc, co robimy?

Wymyślono, że przejedziemy do hali sportowej i tam spotkamy się z naszymi wielbicielami. Ale nie jednym samochodem, bo panowało takie szaleństwo, że gdyby ludzie rzucili się na nas, to pewnie zmiażdżyliby razem z autem. „Każdy pojedzie winnym samochodzie” - wykombinowali organizatorzy. Czemu w jednym? Bo jak tłum rzuci się na jednego, to może reszta dojedzie na miejsce albo przynajmniej wszyscy nie zginą od razu (śmiech). Po prostu niewiarygodne. Zawsze to tak wyglądało: tłum, piski, euforia, kordony milicji…

W końcu stało się uciążliwe dla nas wszystkich. Najbardziej osobliwa była nasza popularność w NRD - tam swego czasu to był najpopularniejszy serial telewizyjny wszech czasów. Proszę się zastanowić nad tym fenomenem - pokazujemy Niemców jako przygłupów, lejemy ich w każdym odcinku, a oni to jeszcze puszczają u siebie. Masochizm!

CZYTAJ WIĘCEJ NA DZIENNIKZACHODNI.PL: FRANCISZEK PIECZKA O AKTORSTWIE I NIE TYLKO [WYWIAD]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto