Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kociński nie chce być zakładnikiem partii i nie zamierza przenosić urzędu do kościoła

Beata Hadas-Haustein
Beata Hadas-Haustein
Z czwartym kandydatem na burmistrza Sycowa i starostą oleśnickim Wojciechem Kocińskim z Prawa i Sprawiedliwości rozmawia Beata Samulska

Skąd Twoja decyzja o startowaniu w wyborach na burmistrza Sycowa? Jeszcze nie tak dawno mówiłeś, że zamierzasz dokończyć swoją misję na stanowisku starosty oleśnickiego? Z czego wynika ta zmiana planów?
Byłem zdecydowany, żeby startować do powiatu i kontynuować to, co zacząłem. Sporo rzeczy poprawiono, np. wydział komunikacji w starostwie świetnie działa, wydział geodezji jest uporządkowany. Chciałem zrealizować wiele innych swoich wizji, jednak brakło czasu. Chciałem też poddać się weryfikacji jako starosta. Natomiast moja decyzja zmieniła się w efekcie zmiany decyzji moich konkurentów politycznych, czyli przede wszystkim Sławomira Kapicy. Rozumiem, że teraz pcha się do powiatu uporządkowanego przeze mnie. Boję się tego, co tutaj zastanę, jeśli zostałbym burmistrzem, bo nie ucieka się z dobrze działającej firmy. Otworzyła się ta droga i i wielu ludzi wcześniej wspominało, że woleliby mnie na stanowisku burmistrza, natomiast ta decyzja Sławka nasiliła te sugestie. Nie ukrywam, że jestem samorządowcem, a nie partyjnym aparatczykiem i bliżej mi do samorządu niż do polityki powiatowej.

Przypomnij – swoją przygodę z polityką rozpoczynałeś od partii Janusza Korwin-Mikkego. W którym momencie przeszedłeś do Prawa i Sprawiedliwości?
Partią Korwin-Mikkego zainteresowałem się w 1995 roku. Po raz pierwszy radnym zostałem w 1998 roku. Przez trzy lata byłem zadeklarowanym korwinistą. Myślę, że był to efekt młodości. Byłem wówczas przekonany, że ludzie powinni sami sobie radzić w życiu, państwo powinno być z daleka od spraw obywateli, nie wtrącać się w ich decyzje. Do dziś jestem zdania, że w gospodarce tak powinno być. Natomiast życie, także to samorządowe, zweryfikowało moje poglądy. Uważam, że państwo powinno pomóc i zmobilizować ludzi do pracy, a nie rozdawać im pieniądze. Ta zmiana poglądów przyszła z czasem. To też efekt poznania problemów ludzi podczas bycia szefem biura poselskiego Beaty Kempy. Nie jestem już takim radykałem, jakim byłem za młodu. Dalej uważam, że nie wolno zwalniać jednego przedsiębiorcy z podatku, a drugiego nie. Tu jestem zwolennikiem równości i dyscypliny. Natomiast są ludzie, którzy w życiu sobie nie radzą i którym trzeba pomóc.

Twoja decyzja o wstąpieniu do PiS-u czym została podyktowana?
To było w 2011 roku, gdy startowałem do Sejmu z list PiS-u. Wtedy właśnie usłyszałem, że jeśli już startuję z list tej partii, to warto by było, bym się zapisał.

Czy to była czysta formalność?
Z jednej strony tak, z drugiej utożsamiałem się z grupą, w której zacząłem funkcjonować. Poznałem ludzi i widziałem możliwości rozwoju i organizowania życia.

Czy bliski jest Ci program PiS-u? Zwłaszcza teraz, gdy okazuje się, że PiS „podziękował” Ci za współpracę i tym była podyktowana też Twoja decyzja o ubieganiu się o fotel burmistrza Sycowa.
Myślę, że samorządowa smykałka zdecydowała i moja chęć działania niezależnie. Mnie można przekonać do pewnych rzeczy stosując argumenty, a nie rozkazy.

Czy to Ty pożegnałeś się z PiS-em w Oleśnicy?
Nie do końca. Wciąż szanuję Michała Kołacińskiego, z którym chciałbym współpracować. Wspólnie obmyślaliśmy realizację wielu strategicznych rzeczy. To świetnie funkcjonuje i chciałbym to przenieść na niwę sycowską. Startuję ze swojego komitetu, gdyż nie chcę być zakładnikiem partii. Nie chcę, by ktoś mi mówił: „startowałeś z PiS-u, wykonuj moje rozkazy”.

Wypiszesz się z partii?
Nie. Działalność samorządowa i partyjna mogą funkcjonować równolegle. To pokazał Michał Kołaciński. Poglądów się nie pozbywamy.

Mimo wszystko poglądy Michała Kołacińskiego były obecne w jego działalności samorządowej, np. eksponowanie kościoła w życiu publicznym.
Zgadza się. Pewne elementy są dla mnie ważne i się ich nie pozbędę. Są takie sprawy, z którymi się nie zgadzam, dlatego będąc teraz wolnym samorządowcem realizuję to, co ja uważam za dobre. Moim zdaniem dobrze jest poświęcić most, bo ja w to wierzę, że uchroni to ludzi przed wieloma nieszczęśliwymi wypadkami.

Komputery też?
Nie przesadzajmy. Ale na przykład nowo wybudowaną szkołę tak.

Jednak to są Twoje poglądy osobiste. Nasza społeczność to nie tylko katolicy.
Tak, jednak bazuję na naszej historii, tradycji, która jest ściśle związana z katolicyzmem i tego nie będę się wypierał. Natomiast nie powinniśmy przesadzać, bo tego nie lubię. Nie powinniśmy mieszać polityki z wiarą.

Szanuję to, że masz takie osobiste poglądy. Jednak w momencie, kiedy stajesz się przedstawicielem społeczeństwa, w którym są nie tylko katolicy, nawet jeśli stanowią większość, ale i na przykład ateiści, powinieneś, zgodnie z Konstytucją, zachować bezstronność.
Zauważ jednak, że ateistom nie powinno przeszkadzać wyświęcanie czegoś przez księdza.

Władza publiczna powinna mimo wszystko zachować szacunek dla ich bezwyznaniowości.
I odwrotnie. Gdy rozmawiamy o sferze publicznej, to bezstronność władzy powinna być zachowana.

Jednak co szkodzi ateistom zgodzić się na poświęcenie na przykład placu zabaw? To jest moim zdaniem drugorzędny temat. Chciałbym być przede wszystkim dobrym gospodarzem.

Moim zdaniem to ważny temat, zwłaszcza w czasach, gdy tyle mówi się o mrocznym obliczu kościoła katolickiego, gdy „Kler” wszedł na ekrany.

To jest jednak dyskusja na długie godziny. Nie chcę przesadzać i nigdy tego nie robiłem. O tym świadczy też moja działalność jako starosty. Nie było jakiegoś narzucania społeczności wiary katolickiej. Zrobiliśmy dobrowolną akcję „Flaga w każdej szkole”.

To akurat był fajny pomysł.
Uważam, że należy promować naszą polskość, niezależność, język. Moje zachowanie w kwestii wiary pokazało, że potrafię wypośrodkować i znaleźć granicę. Chodzi o to, by wilk był syty i owca cała. Myślę, że o tym też świadczą moje poglądy w sprawie szpitala i oddziału ginekologicznego.

Mówisz o aborcji w oleśnickim szpitalu?
Tak. Nie chcę decydować za ludzi. Każdy człowiek podejmuje niezależne decyzje. Jednak dopóki rządzący nie zmienią przepisów, ja nie jestem w stanie nic zrobić.

Czy gdyby przyszedł do Ciebie ateista z propozycją zorganizowania w gminie jakiegoś wydarzenia mieszczącego się w granicach prawa i etycznych standardach niekoniecznie Ci bliskich, czy zgodziłbyś się wesprzeć jego inicjatywę jako burmistrz?
Do mnie jako starosty przychodziło wiele osób o niekoniecznie zbieżnych z moimi poglądach. Zawsze na początku ustalam pewne zasady. Jeśli widzę, że działania będą dobre, to nie patrzę na poglądy człowieka, któremu miałbym pomóc przekazując na przykład jakieś środki. Na pewno na wsparcie zasługują wszelkie sportowe działania, dlatego sportowcy dostawali ode mnie zawsze około 500 zł.

W jakiej kondycji finansowej zostawiasz powiat?
Uważam że w bardzo dobrej. Spłaciliśmy jako powiat około 2 mln zł, czyli długi, które nie były zaciągnięte za mojej kadencji. Dlatego uważałem, że najważniejszą sprawą było naprawić sytuację finansową szpitala. Wykonaliśmy niewidoczne dla ludzi inwestycje. Naprawiłem mosty, wiadukty. Tak działam jako szef firmy i w domu: naprawiając to, co jest być może niewidoczne, ale ważne. Zrealizowaliśmy wiele projektów w szkołach. Postarałem się o zagospodarowanie niszczejących budynków zostawionych jako niepotrzebne, np. stary szpital – przekazaliśmy miastu a wcześniej wynegocjowałem z burmistrzem Oleśnicy przeznaczenie tego obiektu. Burmistrz Twardogóry dostał od nas dwa obiekty nie całkiem za darmo, gdyż były one funkcjonujące i w dużo lepszym stanie: obiekt szkoły specjalnej, który będzie służył mieszkańcom Twardogóry, nie będzie stał pusty i niszczał, oraz budynek internatu. To było korzystne dla powiatu, gdyż wcześniej ponosiliśmy koszty utrzymania tego obiektu. Burmistrz natomiast poradzi sobie z tymi kosztami. U nas by się to marnowało.

Wróćmy do kwestii Zespołu Szpitali.
Przeszliśmy drogę od 5-milionowej straty do 2-milionowego zysku. Obydwa szpitale zostały ocieplone, zostały w nich wymienione okna, instalacje grzewcze, oświetlenie. W Sycowie funkcjonuje nowa kotłownia. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że zadłużyłem szpital. Zamieniłem wszystkie liczne wierzytelności na jeden kredyt, by m.in. zapłacić firmom za usługi, gdyż niektóre z nich mogły przez nas zbankrutować.

Nie żałujesz likwidacji oddziału wewnętrznego w Sycowie?
Nie, ponieważ nasza interna była tak naprawdę oddziałem paliatywnym. Nie zmieniło się wiele. Różnica jest taka, że wtedy dokładaliśmy do interny a NFZ nam nie płacił za pacjentów paliatywnych, a teraz mamy zapłacone, mamy dobre warunki płacowe. Wtedy dokładaliśmy z powiatowych środków.

Pojawił się jednak problem starszych ludzi, którzy wymagają opieki, a często jej nie mają, bo mieszkają samotnie lub rodzina nie ma czasu się nimi zająć w ciągu dnia. Dyrektor Przychodni Piotr Nogala już myśli o uruchomieniu mobilnej opieki medycznej dla tych ludzi. Ty wspominałeś o przekazaniu jednego piętra dla jakiejś fundacji lub firmy, która mogłaby otworzyć dom dziennego pobytu dla osób starszych. Do dziś tego nie zrealizowałeś.
To prawda, był taki pomysł. Jest grupa ludzi, którzy potrzebują długoterminowej, paliatywnej opieki. Oddział wewnętrzny nie mógł jednak zapewnić opieki dłużej niż tydzień lub dwa, gdyż NFZ nie płacił i musieliśmy dokładać do tego z pieniędzy powiatu. Wiem, że sycowianie na szybkie leczenie bali się przychodzić do sycowskiego szpitala, natomiast potrzebowaliśmy dla ludzi starszych oddziału długoterminowego opłaconego przez NFZ. Zamieniłem oddział wewnętrzny na paliatywny. Wszystkie pielęgniarki, z którymi mam teraz dużo lepszy kontakt, pracują na łatwiejszym, spokojniejszym oddziale. I za to nam płaci NFZ. Byliśmy narażeni na kary za przetrzymywanie pacjentów dłużej niż tydzień, poza tym kosztem i ryzykiem dla zdrowia obarczony był też transport pacjentów na badania do Oleśnicy. Druga rzecz - uważam, że pomysł Piotra Nogali jest świetny.

Czy nie sądzisz, że ta likwidacja interny nie została przeprowadzona tak, jak trzeba - w tym sensie, że zawiodła komunikacja z personelem szpitala i mieszkańcami?

Tak, przyznaję, że tak było. To, co zrobiliśmy, przerosło też moje oczekiwania. Nie miałem jednak wyboru, musiałem negocjować z NFZ-em. Rozumiem, że ludzie boją się zmian. Pracę stracili lekarze, jednak pielęgniarki i personel średni pracują i mają się całkiem dobrze.

Czy przeprowadziłbyś teraz to inaczej?
Może tak. Natomiast pomysł był przemyślany.

Pytam o komunikację z ludźmi, informowanie ich, konsultowanie pomysłu. Ludzie boją się tego, że bywasz nieobliczalny i podejmujesz radykalne decyzje bez konsultacji.
Decyzję o szpitalu nie podjąłem jednak z dnia na dzień, nie przyszedłem i nie zwolniłem nagle wszystkich. Rozmowy z dyrektorką szpitala Lilianną Głowacką trwały ponad pół roku. Konsultowałem sytuację z ówczesną dyrekcją PZS. To prawda, zmieniałem zdanie, uczyłem się, bo docierały do mnie coraz to inne informacje. Nie wstydzę się tego. To był też czas, gdy następowała zmiana rządów. Mowa była o likwidacji NFZ-ów. Wtedy kazano mi czekać. Mówiono – pomożemy, gdy znikną NFZ-ety. I co? Do dziś funkcjonują w takiej samej formie. Gdybym posłuchał i czekał, dziś bylibyśmy bankrutem. Pięć milionów rocznej straty urosłoby do 20 milionów z samej mojej kadencji. Żadnej drogi byśmy nie zrobili. Prawdą jest, że moje pomysły konsultuję z pracownikami. Kiedy jednak już podejmę decyzję, to siadam na walec i jadę nie oglądając się za siebie. Tak postępuję, gdy jestem pewien w stu procentach, po wysłuchaniu radnych i pracowników. Jednak w sprawie szpitala nikt nie miał odwagi wskazać, która propozycja zmian w PZS będzie dobra. Zostałem sam z decyzją. Wspierał mnie zarząd, ale też widziałem zwątpienie w ich oczach. A ja wiedziałem, że nie mogę powiat z tym problemem zostawić. Jestem człowiekiem czynu, nie przyszedłem tu i nie rozwalałem wszystkiego. Przyjrzałem się, postawiłem sobie zadania i powoli je realizowałem. Szpital zajął mi tak dużo czasu, że dopiero pod koniec kadencji zająłem się reformą starostwa. Jestem ze zmian zadowolony, także z tego, że pracują tam odpowiedni ludzie. I to nie nowi, tylko starzy, którzy dostrzegli potrzebę zmian.

Czy jako burmistrz Sycowa przejąłbyś szpital?
Myślę, że szpital jest w takiej sytuacji, że nie bałbym się tego. Dodatkowo dałbym szpitalowi możliwość zarabiania. Byłem bliski oddania szpitala komercyjnej firmie, która zajmuje się kompleksowo obsługą medyczną szpitali, jednak w tym czasie prywatna firma położyła szpital w Środzie Śląskiej. Wtedy wystraszyłem się, że oddając takiej firmie nasz PZS doprowadzę do jego bankructwa i zamknięcia. Tak więc podjąłem bardzo trudną walkę. Nie otrzymałem żadnych szans od nikogo. Burmistrz Sycowa nawet nie zwolnił nas z podatku od nieruchomości, co było przykre. To nie były jakieś wielkie pieniądze. Tu chodziło o gest, wsparcie.

Kiedy rozeszły się Twoje drogi z minister Beatą Kempą? Czy to był moment likwidacji interny? Czy do dziś idziecie zupełnie innymi drogami?

Mamy dobry oficjalny, służbowy kontakt. Sądzę, że pani poseł ma do mnie żal, że zamknąłem internę, ale to było jedyne dobre rozwiązanie uzgodnione z NFZ-em, potwierdzone przez fachowców restrukturyzujących szpitale na ścianie wschodniej kraju. Od tamtejszych posłów uzyskałem wówczas pomoc i wskazówki. Potrzebowałem człowieka tu na miejscu, który by to zrobił u nas. Poznałem Piotra Rogalskiego, który tę restrukturyzację przeprowadził. Dziś on razem ze mną odchodzi. Dla mnie jest to powód do dumy. Boję się jednak, że ta nasza ciężka praca zostanie zaprzepaszczona. Mam do doktora Rogalskiego pełen szacunek. Dowartościowuje mnie to, że ktoś chce razem ze mną odejść. Usłyszałem od niego, że dobrze mu się ze mną współpracowało i że osiągnęliśmy cel. Do końca pozostanę radykalny i oszczędny, rozsądny w gospodarowaniu mieniem powiatu, bo chcę po sobie zostawić porządek, bo być może tam wrócę. Jestem otwarty, odpowiadam na potrzeby rynku.

Udało C i się pozyskać środki zewnętrzne jako przedsiębiorca?
Moja działalność gospodarcza nie stwarzała takich potrzeb i możliwości. Ale jako starosta pozyskiwałem środki z zewnątrz. Na przykład na budowę mostu na Wądołach, na drogi, szkoły, na modernizację budynku przy LO nr 2 w Oleśnicy. Z pozyskanych środków wyposażaliśmy szkoły w nowoczesny sprzęt, finansowaliśmy wyjazdy młodzieży za granicę. Przy okazji jestem pod wrażeniem nauczycieli, zwłaszcza z Bierutowa, którzy świetnie poradzili sobie z przeprowadzeniem i rozliczeniem projektów. Pozyskaliśmy środki zewnętrzne na rodzinny dom dziecka w Miłowicach oraz na projekt termomodernizacji Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Sycowie.

Czy sycowski urząd czeka za Twojego burmistrzowania rewolucja?
Pokazałem w starostwie, że wszyscy urzędnicy otrzymali ode mnie szansę. Pożegnałem się tylko z dwiema osobami, które nie były za dobrymi urzędnikami. Sycowscy urzędnicy nie muszą się mnie bać. Mam jedno oczekiwanie: ludzie mają być obsłużeni szybko, perfekcyjnie i z pełną informacją.

Jak to sprawdzisz?
Będę wiedział, jak jest, po kilku skargach, wnioskach, decyzjach. Zwłaszcza w kwestii przedsiębiorców, którzy natychmiast potrzebują decyzji urzędniczych. Skupiam się na celach, wyszukuję słabe strony i tym się zajmuję w pierwszej kolejności. Moim priorytetem jest eliminowanie strat i zagrożeń. Poproszę urzędników o wskazanie, czego potrzebują do sprawnej obsługi ludzi, co im przeszkadza. Poproszę też o zaległości. Wtedy zobaczę, kto jak pracuje. Uporządkowałem w powiecie wiele drobnych spraw związanych na przykład z drogami. Eliminuję zaległości, nie oceniam pracy ludzi po stercie papierów.

Jakiego masz kandydata na zastępcę? Czy będzie podobnie, jak 11 lat temu – kandydaci przywiezieni w teczkach przez polityka?
Nie. Wtedy składałem propozycje doświadczonym ludziom z Sycowa, ale nikt ich nie przyjął. Teraz nie potrzebuję genialnego samorządowca u boku, bo sobie poradzę sam. Potrzebuję człowieka do pracy. Chciałbym dogadać się i współpracować z radą miejską. Zastępcę zamierzam również ustalić wspólnie z radnymi. Tak naprawdę kluczowe decyzje dotyczące gminy podejmuje rada, a burmistrz jest ich wykonawcą. Jestem zdania, że radni, wybrani przez ogół społeczeństwa, powinni mieć swojego przedstawiciela we władzy wykonawczej. Jeśli będę miał z moimi radnymi przewagę, wtedy wybiorę sobie fachowca.

Możesz mieć kłopoty z wprowadzeniem swoich ludzi do rady. Taka sytuacja byłaby powtórką z rozrywki w Międzyborzu za kadencji świętej pamięci Kazimierza Warkocza, czyli totalny pat i paraliż w gminie.
Tak, to prawda, ponieważ mam młodych kandydatów, niekoniecznie znanych. Nie chcę jednak doprowadzić do tego, chcę się z radnymi porozumieć. Dla mnie jako gospodarza nie ma znaczenia, czy gmina zrobi tę czy tamtą ulicę. Niech radni wybiorą i zadecydują. Ja ich decyzję wykonam. Mają znaczenie strategiczne elementy i tu można negocjować.

A jakie?
Czy na przykład więcej wydać na drogę czy na mieszkania socjalne. Nie robię niczego na pokaz. Gdybym taki był, zrobiłbym 8 km dróg zamiast mostu. W Sycowie uporządkowałbym palące i najtrudniejsze sprawy rozwalające budżet. W powiecie uporządkowałem szpital i drobne mosty oraz przepusty. W kolejnej kadencji mógłbym zająć się drogami. Uważam, że nie można budować dróg, nie robiąc jednocześnie kanalizacji, wodociągów i całej podziemnej infrastruktury. Dla mnie priorytetem są mieszkania, potem drogi.

Co w Sycowie byłoby dla Ciebie priorytetowe?
Musiałbym się przyjrzeć budżetowi. Nie można zmarnować ani grosza, tak jak w powiecie poprzednicy zmarnowali na przykład pieniądze na lotnisko, które nie wyszło. Pierwsze działania muszą iść tam, gdzie idą pieniądze nie przynoszące dochodów. Podczas pierwszego roku będę bazował na aktualnym planie inwestycyjnym. W kwestii remontów dróg starałbym się dzielić po równo pomiędzy stare drogi wymagające remontu a nowe – budowane przy nowo powstających osiedlach. Najbardziej palącym jednak elementem są mieszkania socjalne i komunalne. Jestem zdania, że miasto powinno budować mieszkania tylko dla potrzebujących, bo ludzie pracujący mogą sobie mieszkanie kupić, gdyż stać ich na to. Zmieniłbym formułę Towarzystwa Budownictwa Społecznego i stworzyłbym warunki do budowania komercyjnego dla deweloperów poprzez uzbrojenie terenu czy budowę drogi. Na ulicy Matejki jest zapotrzebowanie na mieszkania. Nie jestem za tym, by pomagać ludziom, którzy sobie radzą.

To jest bardzo lewicowe.

To właśnie u mnie ewoluowało od korwinisty do pisowca. Nie budowałbym jednak dla potrzebujących wielkich mieszkań 100-metrowych, tylko malutkie. Mają być za małe pieniądze wybudowane, a ludzie nie powinni żądać od gminy Bóg wie jak wielkich mieszkań. Jeśli ktoś ma większe ambicje, powinien pójść do pracy, zarobić więcej i kupić sobie mieszkanie deweloperskie.

Największe Twoim zdaniem problemy do rozwiązania w Sycowie.

Mieszkaniowe i drogowe. Myślę, że jeśli skupię się na uregulowaniu kwestii odpowiedniego budżetowania środków, to będziemy mieć pieniądze na wszelkie inwestycje.

Aquaparku nie będziesz budować?
Nie. To są rzeczy drugoplanowe. Pierwszoplanowe zadanie to na przykład wsparcie społeczników, sportowców. Zmieniłbym formułę Dni Sycowa, zagospodarowując społeczeństwo.

I przenosząc do parku?
W tej chwili mówi się, że nie ma tam możliwości zabezpieczenia dostępu do energii. Trzeba by było pomyśleć o foyer dla artystów. Możemy się martwić, że ktoś nietrzeźwy wpadnie do stawu, ale w tej chwili może się też to zdarzyć. Może też koło stadionu wyjść na ulicę podczas Dni Sycowa i może go potrącić samochód. Nie wyszukujmy na siłę problemów. Nie szukam dziury w całym. W starostwie zanim podjąłem decyzję, słyszałem od urzędników dziesięć przeciwwskazań, że czegoś się nie da. To ja jednak podejmuję ryzyko i biorę odpowiedzialność. Chciałbym w parku zorganizować coś na kształt oleśnickiego festiwalu OFCA. Zorganizowała go grupka zapaleńców, która zrobiła z małej imprezy ogólnoświatową.

Czyli za Twojej kadencji koniec gwiazd w Sycowie?
Nie do końca, bo całkiem nie możemy zrezygnować z tego. Moim zdaniem wydawanie 50 tys. zł na jedną gwiazdę to zmarnowane pieniądze. Powinniśmy się zintegrować, pobawić, według własnych pomysłów i do tego potrzebni są młodzi ludzie.

Społeczność Sycowa jest skłócona. Czy masz jakiś sposób, by pogodzić mieszkańców?
Wbrew różnym opiniom udawało mi się do tej pory ludzi łączyć. Nie miałem nigdy problemów z ludźmi z Platformy Obywatelskiej, od wielu z nich otrzymałem pomoc w trakcie mojego starostowania. Bywałem nazywany „porządnym pisiorem”.

Zmieniłeś się? Czy jesteś już doświadczony w relacjach z ludźmi?

Nie irytuję się już tak jak 12 lat temu. Czyjś atak powodował u mnie wtedy zacięcie się. To przyznaję. Teraz uważam, że ludzie mają tyle problemów, że trzeba robić swoje i uodparniać się na ataki.

Wciąż jednak wzbudzasz kontrowersje swoimi wypowiedziami.
To wynika z mojego charakteru i skłonności do żartowania. To taka nasza cecha rodzinna. Mój dziadek robił sobie z wszystkiego żarty. Mój tato uwielbia opowiadać dowcipy. Mam tego świadomość. Po przegraniu wyborów na burmistrza obiecałem sobie jedno: że nie będę się więcej napinał. Nie jestem urzędasem, muszę dogadywać się z ludźmi. Ataki na mnie były bolesne, nie otrzymałem żadnej szansy pokazania tego, co potrafię. Przyznaję, że przez minione cztery lata nie zawsze byłem kompromisowy. Zwykle jednak dyskutuję do momentu podjęcia ostatecznej decyzji i to czasem trwa.

Przykładem na to, że jednak nie jesteś taki bezkompromisowy, jest Twoja reakcja na zatrudnienie Lilianny Głowackiej w Ostrowinie.
O właśnie. Dostałem wiadomość, że złożyła podanie w ośrodku w Ostrowinie i nie widziałem przeciwwskazań, by jej nie przyjmować. Upewniłem się tylko, że będzie pracować na stanowisku pielęgniarki. Jako osobę lubiłem ją i szanowałem. Nie dogadywałem się z nią jako dyrektorem PZS. Nie jestem jej wrogiem. Miałem wtedy problem, bo wypowiedzenia złożyli wszyscy lekarze. Na szczęście po rozmowach z Piotrem Rogalskim byłem spokojny. On miał doświadczenie i zaplecze kadrowe. Wyleczyłem się z chęci odwetu.

Masz świadomość, że gdy napiszesz coś kontrowersyjnego na Facebooku, to idzie to dalej w świat?
Przyznaję, że irytują mnie ataki z tego powodu. Zwłaszcza gdy wypowiadam się na temat wiary. Trzeba mieć jakieś poglądy. Nikogo nie zmuszam do wyznawania wiary katolickiej, jest w tej mierze wolność.

Jako urzędnik państwowy powinieneś jednak zachować bezstronność.
Gwarantuję, że nie przeniosę urzędu do kościoła. Takie są jednak moje poglądy i je wyrażam. Jako starosta nie eksponowałem tej wiary i nie zamierzam tego robić. Natomiast zamierzam współpracować, także z pastorem Rafałem Millerem, którego szanuję, czy z księdzem proboszczem, bo on także działa na rzecz ludzi. Może to być nagłośnienie jakiejś imprezy wspólnie organizowanej, czy akcji charytatywnej, czy też szkolnej w kościele. Tam się ludzie spotykają. Tam następuje przepływ informacji.

Czy jednak oddałbyś organizację święta gminnego parafii? Na przykład organizacji dożynek?
Na pewno nie. Dożynki to przede wszystkim święto rolników. Owszem, zaprosiłbym. Gdyby przyszedł do mnie ksiądz z propozycją wsparcia organizacji jakiejś imprezy na takiej zasadzie, jak przychodzą stowarzyszenia, to pomógłbym. Natomiast są zadania należące do gminy czy powiatu i są zadania należące do kościoła. Co cesarskie cesarzowi, co boskie Bogu. Udowodniłem, że potrafię łączyć te dwa światy nie krzywdząc nikogo ani nie narzucając niczego nikomu.

Czy decyzje w sprawie szkół pozostawisz dyrektorom?
Nie, gdyż są to strategiczne sprawy dla społeczeństwa. Chcę mieć wpływ, chcę spotykać się z dyrektorami i wspólnie ustalać kierunki rozwoju szkół. Jestem zwolennikiem konkurencji, ale nie wycinania się. Tym sposobem uporządkowałem sytuację w naszych szkołach powiatowych. Rodzice powinni mieć natomiast wolność wyboru szkoły. Szanuję wolność wyboru innych ludzi, dlatego nie lubię, gdy ktoś mi coś narzuca i nakazuje. Zamierzam pogodzić szkoły podstawowe ze średnimi. Jesteśmy z tego samego terenu, powinniśmy się szanować. Kiedy zaczniemy ze sobą walczyć, to tylko na tym jako miasto stracimy.

Jak oceniasz pracę MOSiR-u i Centrum Kultury?

Postawiłbym na miejscu tych instytucji na społeczników.

Czy widzisz takich społeczników w Sycowie?
Podobało mi się to, co robił Michał Matyszczak z Przystani Twórczej. To był potencjał, który należało wykorzystać i wzmocnić. Uważam, że emeryci powinni współdecydować o pewnych rzeczach, Towarzystwo Miłośników Sycowa czy Towarzystwo Przyjaciół Świętego Marka. Mamy stowarzyszenia sportowe, które należy pogodzić.

Bliżej Ci jednak do Grzegorza Rośka niż do Filipa Potycza.
To prawda, ale to wynika z tego, że znam go i odpowiada mi to, co i jak robi. Podoba mi się jego styl pół-przedsiębiorcy i pół-urzędnika. Filip Potycz jest lubiany, jest fajnym chłopakiem, natomiast nie działałem z nim. Skoro jednak osiąga pewne rzeczy, to jest wartościowym człowiekiem. Ustaliłbym jakieś zasady ich współpracy. Powołałbym radę sportu. Potrzebuję ludzi, którzy mnie skrytykują i powiedzą mi wprost, co ich boli. Czasem pod wpływem krytyki zmieniam zdanie. Udało mi się pogodzić radnych, także moich radnych z zarządu. Bywało w trakcie kadencji, że nie zgadzałem się z moimi radnymi. Słyszałem, że jestem skuteczny, ale nie mam pijaru. Zawsze postępowałem po swojemu, do celu dochodziłem swoimi sposobami, co nie wszystkim się podobało. Kiedy odpowiadam za wielomilionowy budżet, to wolę iść do celu swoją ścieżką niż tą narzuconą przez innych. Najbardziej lubię tych ludzi, którzy mnie krytykują. Oczywiście w sposób kulturalny.

Czyli lubisz mnie (śmiech).
Tak, pod warunkiem, że nie upierasz się, że zadłużyłem szpital.

Niektórzy zarzucają Ci, że Twoje działanie jest ukierunkowane na przysłowiowe „zagranie na nosie” Twoim nieprzyjaciołom i chęć udowodnienia komuś czegoś.
Chciałem udowodnić jedynie, że da się wyprowadzić szpital bez konieczności sprzedawania go. Wyznaczasz sobie cel i eliminujesz zagrożenia - to moja metoda.

Jak oceniasz pracę obecnych dyrektorów MOSiR-u i CK?
Wiem, że w MOSiRze dużo rzeczy jest zrobionych, wiele osób jest zadowolonych. Od osób z Uniwersytetu Trzeciego Wieku słyszę same pozytywne komentarze. Negatywne słyszę od sportowców. Trzeba to zdiagnozować. Nie przyglądałem się CK, kulturę zostawiam ludziom, którzy się na tym znają. Jestem zadowolony, że ludzie mogą z CK korzystać. Osobiście nie byłem zadowolony, bo nie mogłem wynająć pomieszczenia na spotkanie polityczne. Uważam, że takie spotkania też powinny mieć tam miejsce, a CK ma dzięki temu możliwość zarobkowania. Nie rozumiem argumentu, że ktoś się nie chce mieszać w politykę. My jesteśmy dla ludzi, dla katolików i ateistów. Wszyscy mają z tego korzystać. Nie mam jednak do dyrekcji pretensji, bo być może były jakieś naciski.

Czy puściłbyś „Kler” w Centrum Kultury?
Tak. Osobiście nie obejrzę tego filmu, bo nie chce nakręcać się złą energią, ale mamy wolność wyboru. Nie znoszę ram.

Przypuśćmy, przychodzi do Ciebie ktoś z inicjatywą budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego w Sycowie lub jakiegokolwiek innego pomnika. Jesteś zwolennikiem oszczędnego wydawania pieniędzy gminnych, a to kosztuje. Co zrobisz?

Jeśli pomnik ma postawić ktoś za prywatne pieniądze, niech stawia. Przy potrzebach miasta budowanie pomników za publiczną kasę, zwłaszcza osób kontrowersyjnych i współczesnych, nie jest dobrym pomysłem i w to bym nie wszedł. Decyzję pozostawiłbym radzie miejskiej. Wyjątkiem jest Jan Paweł II, którego jestem wielkim fanem.

Stawiałbyś pomnik papieżowi Polakowi w obliczu dzisiejszych doniesień o jego domniemanym zamiataniu pod dywan przypadków pedofilii?

Mimo wszystko jest on dla mnie autorytetem, który głosił ekumenizm i jednoczył ludzi. Jego zasługi przeważają nad potknięciami. Mi też można wytknąć wiele błędów, jakie w starostwie popełniłem. Potykałem się nie raz, może wyparłem z pamięci niektóre rzeczy. Nie boję się popełniać błędy, lubię je naprawiać.

A jaki błąd ostatnio naprawiłeś?
A jaki popełniłem?

Wyparłeś (śmiech). Uwielbiasz dyskutować z redaktorami portalu mojaolesnica.pl Piotrem i Wojtkiem Paszkowskim. Oni Ci często wytykają błędy, tam znajdziesz listę. Ostatnio przyznałeś się, że powiatowi zabraknie środków na zimowe utrzymanie dróg.
To był żart z mojej strony. Szkoda, że Wojtek Paszkowski to tak przedstawił.

To może zanim coś powiesz, sygnalizuj, że to żart.

Chciałem uwypuklić to, że obecnie wykonawcy bardzo podnoszą ceny i różnią się one zdecydowanie od kosztorysowych, od 20 do 50 procent. Bywały przetargi 100 procent wyższe. Ja nie chciałem żadnych zaplanowanych inwestycji zaniechać. Tu była ekwilibrystyka działań – skąd zabrać, by dołożyć do tych inwestycji i je wykonać. Pozabierałem różnym instytucjom, m.in. Zarządowi Dróg Powiatowych. Pieniądze na zimowe utrzymanie oczywiście muszą się znaleźć. Mamy lepsze wpływy z podatków i choćby stąd będą te pieniądze. Mamy oszczędności z tytułu inwestycji unijnych. Chciałem wtedy pokazać mieszkańcom, że zależy mi na inwestycji dla nich i jestem gotów zabrać dla nich z odśnieżania.

Nie uczy Cię to innego komunikowania takich rzeczy?

Czasem jestem może za szczery.

Nazwanie dziennikarzy „terrorystami prasowymi” to też szczerość?

Specjalnie użyłem tego sformułowania, bo niektórzy dziennikarze próbują na mnie wymusić pewne decyzje.

Nie sądzisz jednak, że to wzbudza tylko śmiech i nie zaboli?
To jest właśnie mój styl pokazywania komuś, że mnie uraził.

Czy to jest jednak skuteczne?
No tak, to nic nie dało.

Tym sposobem budujesz swój niezbyt dobry wizerunek, a taka forma dawania prztyczków w nos to trochę dziecinada, nie sądzisz?
To jest moja forma obrony.

Wracając do spraw miasta – jak zamierzasz wesprzeć inwestorów i przedsiębiorców?
Wspólnie z Michałem Kołacińskim stworzyliśmy dobry klimat w Oleśnicy w firmie GKN. Sądzę, że w Sycowie trzeba zbudować autorytet burmistrza. Uważam, że potrafię rozmawiać z przedsiębiorcami, np. z firmą Pro Ascobloc, która chce współpracować z powiatem i mieć klasę patronacką w naszym sycowskim ZSP. Ja nie zamierzam biegać i ściągać inwestorów. Zamierzam przygotować dla nich gotową ofertę.

Przez cztery lata zweryfikowałeś swoje stanowisko w sprawie pracy urzędniczej.
Bycie radnym niestety nie daje pełnej wiedzy o pracy samorządowca. Dopiero pracując na stanowisku starosty uświadomiłem sobie, że nie wszystko można zrealizować. Moje pomysły zderzyły się z przepisami, z warunkami. Gruszek na wierzbie nie będę obiecywał mieszkańcom. Krok po kroku wyeliminuję problemy bytowe i finansowe. Nie zastanawiam się nad inwestycjami, które by przyniosły nam jakieś potężne zyski. Wyeliminuję straty powielane przez lata. Nie otworzyłem jako przedsiębiorca żadnej działalności w postaci zakładu. W kantorach nie było już takiego rozwoju ani możliwości, bo to element, który już wygasa i nie ma przyszłości, bo banki przejęły te zadania. Nie zamierzam się rzucać na nierealne pomysły związane z miastem. Nie jest w zakresie zadań gminy tworzenie miejsc pracy czy produkcja. Miasto i urząd ma umożliwić życie przedsiębiorcom i mieszkańcom, ma sprawnie i szybko załatwiać ich sprawy.

Jesteś dziadkiem. Mając tak przyjemną perspektywę rozpieszczania wnuczki, chce Ci się jeszcze bawić w burmistrzowanie?
Ostatni raz startuję. Za pięć lat będę starszy, spokojniejszy i może fizycznie niewydolny (śmiech), nie będzie mi się chciało. To jest dobry okres przed emeryturą. Jeśli nie wyjdzie, zajmę się biznesem i swoją restauracją, a także społeczną pracą.

To jeszcze raz: wypiszesz się z Prawa i Sprawiedliwości?
Nie. Chciałbym mieć kontakt z ludźmi z partii. Dobrze mi się współpracuje z Michałem Kołacińskim, z wojewodą Pawłem Hreniakiem. Te możliwości, które zostały mi dane, chciałbym dalej wykorzystywać.

Jeśli jednak PiS będzie kazał Ci znów coś zrobić w mieście, to?

To mają pecha, jak dotychczas. Wbrew partii zlikwidowałem szkołę w Twardogórze, która była niedoinwestowana. Widziałem lepszą perspektywę dla dzieci z tej szkoły w innej placówce – w starej „piątce” w Oleśnicy. Przygotowałem się, uzasadniłem swoją decyzję, konsultowałem z rodzicami. Postąpiłem wbrew partii.

Tego zabrakło przy likwidacji interny.

Zgadza się, jednak w przypadku szpitala czas naglił, mieliśmy nóż na gardle i milionowe straty.

A minister Beata Kempa nie pomogła, nie wsparła Cię żadnymi środkami, choć szeroki strumień publicznych pieniędzy popłynął na przykład do Torunia. Dlaczego nie wypiszesz się z PiS-u?
Bo moje poglądy się nie zmieniły.

Ale możesz mieć te poglądy bez przynależności partyjnej.
Mówiąc szczerze, nie myślałem o tym. Nie wiem, czy zmienią się rządy i znów do władzy nie powróci Platforma, ale mimo to jestem pewien, że ta przynależność partyjna nie będzie przeszkodą do utrzymywania nadal moich dobrych relacji z ludźmi z PO. Co mnie skłoniło do tego, by z PiS-em się utożsamiać? Nie akceptowałem tego, że pieniądze za czasów Platformy były marnowane oraz że firmy europejskie były ratowane kosztem naszego polskiego majątku. Mimo to szanuję również ludzi, którzy nie głosowali na PIS, ponieważ szanuję każdego, kto na mój szacunek zasługuje, niezależnie od jego poglądów politycznych.

Nie szufladkujesz ludzi ze względu na poglądy?
Mnie denerwują ludzie zajadli, głupio myślący. Zmienianie barw nikomu nie służy. Zaakceptowałem rolę outsidera w czasie, gdy po raz pierwszy znalazłem się w szeregach partii. Z czasem dałem się poznać. Moje działania będą pozbawione barw partyjnych. Wrogom nie pomagam, a innym staram się nie szkodzić.

A kto jest Twoim wrogiem?

Właściwie już nie mam. Wyleczyłem się już ze złości za wyrzucenie mnie ze stanowiska burmistrza. Bolesławowi Moniuszce podam rękę i byłbym w stanie z nim współpracować. Analizując kandydatów do rady, można już dziś powiedzieć, że jej skład nie zmieni się w przynajmniej 50 procentach. Jestem otwarty na tych radnych. Liczę, że walka będzie fair. Z Grześkiem Rośkiem grałem w piłkę, Darka Maniaka wspierałem – gdyby startował Sławek Kapica, oddałbym głos na Darka. Wśród kandydatów na radnych Darek ma osoby, które sam namówiłem do startowania w jego komitecie. Jednak burmistrzem nie chcę zostać na siłę, za wszelką cenę. Mam tatę, który mnie potrzebuje, mam cudowną wnuczkę, mam dużo obowiązków. Nie można rezygnować z życia.

A gdybyś to Ty miał wskazać swojego zastępcę, kto mógłby nim być?
Nie chciałbym dzielić skóry na niedźwiedziu. Mam czteroletnie doświadczenie w urzędzie, więc nie muszę szukać doświadczonego człowieka. Jeśli przewagę w radzie zyska drużyna Darka Maniaka, to może dobrym kandydatem będzie właśnie on jako człowiek młody i ambitny. Grzegorz Rosiek? Jest dobrym kandydatem na zastępcę. Ma doświadczenie w pracy urzędniczej. Sądzę, że czeka nas druga tura. Dobrze by było, żeby nie stała się starciem, bo się zniechęcę. A na tę chwilę mam o moich kontrkandydatach dobre zdanie i można ich potencjał zagospodarować. Wyborcy zadecydują, tak jak przez 11 lat decydowali o wyborze Sławka Kapicy. Jeśli zostanę burmistrzem, niech nie wymagają ode mnie jednak, że nagle zmienię wszystko i będzie cudownie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto