Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chata Staropolska w Mszanie zapowiada otwarcie. "Wegetacja. Około milion złotych strat. Odrobienie tego zajmie lata"

Arkadiusz Biernat
Arkadiusz Biernat
Wegetacja. Około milion złotych strat. Odrobienie tego zajmie lata. Najgorszy jest brak perspektyw - mówi Grzegorz Winczewski, prezes spółki Restauracje Staropolskie.

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Wegetacja. Około milion złotych strat. Odrobienie tego zajmie lata. Najgorszy jest brak perspektyw - mówi Grzegorz Winczewski, prezes spółki Restauracje Staropolskie. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Chata Staropolska
Wegetacja. Około milion złotych strat. Odrobienie tego zajmie lata. Najgorszy jest brak perspektyw - mówi Grzegorz Winczewski, prezes spółki Restauracje Staropolskie do której należy Chata Staropolska w Mszanie. Właściciele zapowiedzieli otwarcie lokalu pomimo trwających obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Powodem jest stale rosnące zadłużenie i znikoma pomoc państwa. Restauracja ma pracować w reżimie sanitarnym.

Minął rok od pandemii, wprowadzanych obostrzeń. Jak jest u Was? Źle, bardzo źle?

Wegetacja. Około milion złotych strat. Odrobienie tego zajmie lata. Najgorszy jest brak perspektyw. Co chwilę słyszymy: "wytrzymajcie jeszcze dwa tygodnie" i tak przez kilka miesięcy. Wszyscy, łącznie z zarządem zaciągnęliśmy zobowiązania. Zdajemy sobie sprawę, kto przetrwa kryzys, ten wygra. Tylko, że jeśli gastronomia wkrótce nie ruszy, to nie wytrzymamy na długach.

Pracownicy są opłacani, dostawcy również. Płacone jest to, co musi być. Reszta jest odraczana. Na przykład kredyty. Jednak odsetki z całego roku będzie trzeba w końcu zapłacić.

Musieliście zwalniać pracowników?

Utrzymujemy stałych pracowników, bo bez nich nic nie jesteśmy i nie będziemy w stanie zrobić. W branży gastronomicznej są braki wykwalifikowanych osób, wiele osób ze względu na trudne czasy zwyczajnie się przebranżowiło i zmieniło sposób zarabiania pieniędzy. My utrzymujemy stałych pracowników, ale proszę mieć jednak świadomość, że w gastronomii jest mnóstwo pracowników sezonowych zatrudnianych na imprezy okolicznościowe. Łącznie pracuje u nas blisko 70 pracowników na różnych umowach, a obecnie pozostało kilkunastu.

Żeby zabezpieczyć tych pracowników musieliśmy ich przenieść do tego jednego lokalu w Mszanie z centralną kuchnią (z Karczmy Staropolskiej w Świerklanach i Staropolskich Smaków w Wodzisławiu Śl. - red.). Pracownicy zgodzili się też na czasowe obniżenie wynagrodzenie. Zarabiają mniej, ale cały czas mają pracę.

Podstawowy zespół musieliśmy utrzymać. To priorytet. Proszę zauważyć, że całkowite zamknięcie lokalu przyniosłoby nam zdecydowanie mniejsze straty. Jednak z jednej strony nie płacilibyśmy pensji, ale z drugiej przy zakończeniu obostrzeń, musielibyśmy startować od zera.

Co pokrywa działalność na wynos?

Może ze 20 procent wszystkich kosztów. To kropla w morzu potrzeb. Specyfika naszego lokalu jest taka, że większość przychodów generują imprezy okolicznościowe, ruch restauracyjny. Ciężko, bardzo ciężko. Nie ma takiej możliwości, aby to wszystko pokryć dostawami na wynos.

Ile możecie wytrzymać?

Szczerze? To trzy miesiące temu byłoby już po nas. Utrzymujemy się na powierzchni dzięki determinacji całego zespołu. Przy "życiu" trzyma nas to, że kto przeżyje kryzys, będzie miał w przyszłości lepiej. Nie odrobimy tego w miesiąc, ale jest to możliwe w dłuższej perspektywie. Należy jednak jak najszybciej uruchomić branżę.

Majówka raczej na straty. Gdzie można więc dostrzec szansę?

Wcześniej straciliśmy m.in. Boże Narodzenie, Sylwestra, karnawał, ferie, Wielkanoc. Liczymy, że po majówce ruszą chociaż ogródki restauracyjne. Posiadamy je we wszystkich lokalach. Nie tylko my na to liczymy, ale cała branża. Nie ma co dłużej czekać. Na ogródek może wejść nawet 70 osób, jest świeże powietrze. Ludzie też są zmęczeni, chcą gdzieś wyjść, przebywać w towarzystwie.

Jak oceniacie politykę obostrzeń wobec branży gastronomicznej?

Jest wirus, nie negujemy tego, rozumiemy konieczność jego ograniczania. Problem jest taki, że wprowadzane w Polsce obostrzenia nie mają sensu jako całość. Dobrze, wyłączmy imprezy okolicznościowe. Czasem przyjeżdżają ludzie z całej Polski, w razie zakażenia wirus rozjeżdża się po kraju. Jakoś to się broni. Jednak nie ma dowodów, że w restauracji można się zarazić wirusem. Mamy dezynfekcję mikrobiologiczną, najdroższą na rynku. Na same automaty do dezynfekcji wydaliśmy 10 tysięcy złotych. Sale są ozonowane. Mamy maseczki, termometry, odległości przy stolikach.

Do mnie nie można przyjść zjeść obiadu, a można iść do marketu. Fryzjer nie może ostrzyc, ale też może pójść do marketu. Do tego wszyscy możemy się spotkać w kościele lub markecie. To jaki jest tego sens? Albo zamykamy wszystko, albo wcale. Albo jak jest na Zachodzie zamykamy i płacimy 95 proc. ostatniej pensji i czekamy aż to minie. W markecie każdy z nas może dotykać produkty, powierzchnie. Czy jest dezynfekcja? Czy kontrolowana jest liczba osób w środku? Są wątpliwości. Odległości są fikcją, ludzie żyją. A w restauracjach są specjalne środki do dezynfekcji, stoliki i powierzchnie są na bieżąco odkażane, przecież sztućce i naczynia też nie przechodzą z rąk do rąk.

Czekacie...

Wystarczą na początek ogródki. To da możliwość złapania oddechu, pozwolić planować. Od pierwszego zamknięcia gastronomii cała branża apeluje o jedno: chcemy mieć możliwość normalnej pracy. Nie chcemy tarcz, dotacji, pomocy. Nie ma dowodów, że ktokolwiek bardziej zaraża się w restauracjach. Chcemy pracować w reżimie sanitarnym.

Jak wyobrażacie sobie pracę w reżimie sanitarnym?

Tak jak to było wcześniej. Na drzwiach jest informacja ile możemy obsłużyć osób. Kelner w maseczce podchodzi po oczekujących klientów – również w maseczkach, odprowadza do stolika. Po zakończeniu goście wychodzą, jest dezynfekcja i miejsce mogą zająć następni. Zachowujemy znaczny dystans pomiędzy stolikami. Większość lokali ma możliwość działania w reżimie sanitarnym, tak żeby było bezpiecznie. Wszyscy gramy w jednej drużynie. Nam zależy na zdrowiu naszym i rodzin, naszych pracowników, ale również klientów.

My mamy cztery sale! Każda teraz jest pusta, a one przecież dają możliwość odpowiedniego rozlokowania gości. Nawet w reżimie moglibyśmy przyjąć około 200 osób. Mamy ponad tysiąc metrów powierzchni. Obok działa mniejszy market. U nas pusto, tam tłumy. Absurd. Dla wielu, zwłaszcza rodzinnych interesów, to umożliwienie pracy przy 50 proc. stolików pozwoli ratować biznesy.

A pomoc rządowa? Na co mogliście liczyć?
Niestety, na niewiele. Złożyliśmy 18 wniosków, część tarcz była skomplikowana. Wymagano obrotu w skali roku. Jednak w Polsce księgowość jest równie mocno skomplikowana. Inna kwota obrotu jest w Urzędzie Skarbowym, inna w ZUS, w KRS jeszcze inna, a wszystko zgodnie z prawem. Uzyskanie informacji z którego dokumentu ta kwota ma być było niemożliwe. Były też odmowy bez podania przyczyny. Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców przeanalizował dokumenty i potwierdził, że powinniśmy jednak otrzymać pomoc. Interweniujemy w Polskim Funduszu Rozwoju i czekamy na odpowiedź.

5 tysięcy złotych pomocy miesięcznie? Nie wiem czy mam opłacić prąd czy wodę. Łącznie koszt miesięczny dla nas to około 150 tys. zł. Były dopłaty do pracowników, ale nie wszystkich. Pomoc otrzymaliśmy tylko na jeden lokal, a bo dwa otworzyliśmy w 2020 roku (nie mogły wykazać obrotu za 2019 r. -red.). Minął rok, a otrzymaliśmy około 50 tysięcy złotych. Porównajmy do miliona złotych strat.

Pusty lokal należy utrzymywać, generuje koszty. Miejsca noclegowe, sale. To trzeba utrzymywać na bieżąco, podatki, śmieci, prąd, woda. Tych stałych opłat nie można uniknąć.

Jesteście pod ścianą?

Tak się czujemy. Zero perspektyw, znikąd pomocy. Widzimy, że wyroki zapadające w sądach przyznają rację działającym przedsiębiorcom. Uważamy, że brak jest podstawy prawnej do ograniczenia działalności gospodarczej.

Dodam, że większość przedsiębiorców ma świadomość ryzyka związanego z pandemią. Umożliwienie działalności spowoduje tylko tyle, że jeszcze bardziej dbać będziemy o bezpieczeństwo. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pozwoli sobie upychać klientów ile wlezie do lokalu. Bo osoba czując się zagrożona nie wróci, a w branży gastronomicznej należy myśleć długofalowo, nieustannie dbać o dobrą opinię. Po drugie, to też ryzyko zamknięcia biznesu.

Chata Staropolska otwarta pomimo obostrzeń

22 kwietnia (po rozmowie i autoryzacji) za pomocą facebooka Chata Staropolska w Mszanie poinformowała, że otwiera lokal dla klientów pomimo trwających obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa.

- Czekaliśmy niemal sześć miesięcy na możliwość powrotu do pracy. Ostatnie doświadczenia pokazały nam ,że nie tylko nie możemy biernie czekać, ale też że nie możemy liczyć na żadne wsparcie państwa i jego organów.
Przez 180 dni patrzyliśmy na nasze puste stoliki i załamywaliśmy ręce . Teraz nadeszła pora, by na nowo zapełnić naszą restaurację Waszymi uśmiechami - czytamy w zamieszczonym wpisie.

Restauracja otwiera się 23 kwietnia w ramach Strajku Przedsiębiorców. Nie bez znaczenia są też doświadczenia rybnickiego lokalu Face2Face. Klienci mogą rezerwować już stoliki, ich obsługa prowadzona ma być z przestrzeganiem reżimu sanitarnego.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto