Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dominik Malirz zdobył siedmiotysięcznik [ZDJĘCIA]

Joanna Wieczorek
Dominik Malirz zdobył siedmiotysięcznik
Dominik Malirz zdobył siedmiotysięcznik archiwum Dominika Malirza
Dominik Malirz, mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego, zdobył Chan Tengri w Kirgistanie. Jak wchodzi się na siedmiotysięcznik? Co należy ze sobą zabrać na tak wymagającą wyprawę?

Dominik Malirz zdobył siedmiotysięcznik

Ale po kolei. By wrócić do momentu, w którym pasja się zrodziła u mieszkańca Wodzisławia Śl. należy się cofnąć do 2009 roku, gdy Dominik Malirz po raz pierwszy pojawił się na ściance wspinaczkowej. Takiej na której każdy z nas w wolny weekend może spróbować swoich sił za drobną opłatą.

- Od razu wiedziałem, że będę się wspinał. Nie wiem dlaczego byłem wtedy przekonany, ale po prostu kupiłem sobie buty - wspomina Dominik. Na początek za cel obrał sobie niewielkie szczyty. Trenował chodząc po Tatrach ze znajomymi. Apetyt narastał, a chodzenie po oznakowanych szlakach nie było już tak wielką frajdą. Dlatego po Tatrach przyszły Alpy i m.in. zdobycie Grossglocknera (3798 m n.p.m), najwyższego szczytu w Austrii.

- Ta góra „chodziła za mną” od 5. roku życia. Zawsze chciałem ją zdobyć. To było moje marzenie - mówi wodzisławianin. Potem było: Dufourspitze (4634 m n.p.m.), Mont Blanc (4810 m n.p.m.) jako aklimatyzacja przed wyprawą do Pamiru (rozległy rejon górski w Azji), gdzie Dominik chciał zdobyć szczyt Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.). Nie udało się, bo na wysokości ponad 6 tys. metrów, grupka rozpoczęła akcję ratunkową innego Polaka, który doznał obrzęku mózgu. - Ja też straciłem przytomność. Winny był brak cukru i niedożywienie - wspomina. I choć od razu pomógł mu batonik, to musiał zejść wraz z innym poszkodowanym rodakiem.

- Wspinając się na siedmiotysięczniki jesteśmy poszkodowani... Dlaczego? - pyta Dominik, gdy zauważa zdziwienie dziennikarki na twarzy. - Bo to nie jest alpinizm, bo nie wspinamy się już w Alpach i to nie jest himalaizm, bo to nie są Himalaje. Jesteśmy pośrodku - odpowiada z uśmiechem.

Dla niego przygotowania do kolejnej wyprawy rozpoczynają się zaraz po zakończeniu poprzedniej. Ważne jest utrzymanie kondycji fizycznej. Choć wodzisławianin ma na to też swoją teorię, zgodnie z którą, w 80 proc. do wyprawy potrzebne jest przygotowanie psychiczne. Liczy się podobno nacisk i nastawienie na osiągnięcie celu. - Będąc na szczycie, nikt z nas nie jest w stanie się cieszyć z jego osiągnięcia. Bo trzeba jeszcze zejść - mówi Dominik. Doskonale wie o czym mówi, to właśnie podczas zejść dochodzi do największej liczby wypadków. A to przez zmęczenie i dekoncentrację.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Zdradza też, że ważny jest dobór odpowiedniego partnera (partnerów) do wspinaczki. - Ludzie na forach piszą różne rzeczy. Chwalą się, że wiele potrafią, a potem w praktyce wychodzi zupełnie coś innego - mówi alpinista. Wspinając się w Kirgistanie - jak sam przyznaje - miał do dyspozycji idealnych partnerów. Na Chan Tengri (7010 m. n. p. m.) Dominik wchodził z kolegami: Michałem Skrzypkiem i Dawidem Grzybkiem. - Są tacy, że można się z nimi dogadać, pomimo różnych temperamentów. Spędzamy ze sobą non stop 6 tygodni. Z psychologicznego punktu widzenia wydaje się to niemożliwe- komentuje. A jak wchodziło się na Chan Tengri?

- My wspinamy się systemem oblężniczym, tzn. 2 - 3 dni po przylocie spędzamy w bazie, bo większość tych baz znajduje się na wysokości naszego Mont Blancu (najwyższy szczyt w Europie). Organizm zawsze to odczuwa. Potem idziemy do obozu pierwszego, zazwyczaj na „jedynce” się nie kończy. Idziemy do „dwójki” . Tam w zależności od tego jak się czujemy, podejmujemy decyzję czy idziemy do „trójki”. Powinniśmy zejść do bazy, tylko my jesteśmy strasznie „narwani” i chcemy zdobyć szczyt jak najszybciej. Jeżeli dobrze się czujemy to idziemy do „trójki”. Tam dopada nas już choroba wysokogórska. Wtedy schodzimy do bazy, gdzie są dwa -trzy dni odpoczynku i później atakujemy szczyt - opowiada alpinista z Wodzisławia Śląskiego.

Ostatecznie Chan Tengri udało się zdobyć. Ale nie byłoby to możliwe bez odpowiedniego przygotowania i sprzętu.

Jak się okazuje, już samo ubranie się w kombinezon i buty może trwać 1,5 godziny! Wszystko robi się dokładnie i powoli. Trudną rzeczą jest sen, którego w zasadzie na takiej wysokości trzeba się nauczyć. Alpinista opowiada, że w jego przypadku, jeśli nastąpi w nocy wybudzenie, bardzo ciężko mu jest zasnąć ponownie. - Na pierwszej wyprawie budziłem się spanikowany. Musiałem od razu otworzyć namiot, nawet go rozerwałem - wyznaje.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

A co je się podczas wyprawy? W plecaku schowana jest żywność liofilizowana, która podobno ciągle smakuje tak samo. - Żurek to jest moje wybawienie w wysokich górach - opowiada Dominik. Co ciekawe, na wyprawę zabiera od 4 do 6 kiełbas. A jedzenie zazwyczaj gromadzone jest na 5 - 6 dni. Poza tym w plecaku znajdują się czekany, raki, bukłak z wodą, termos i ciepła bielizna. Wodę pozyskuje się ze śniegu lub jeśli jest jakiś ciek wodny, to z niego, wtedy zagotowanie wody trwa krócej. Cały plecak waży do 40 kg. Trzeba mieć świadomość, że nie jest to tania pasja. Najwięcej wydatków jest na początku. Zaopatrzenie w specjalistyczny sprzęt kosztuje. Na starcie to wydatek rzędu 15 - 20 tys. złotych. Natomiast koszty wyprawy spadają do poziomu 10 tys. złotych.

- Wszystko zależy od tego, jaki szczyt chcemy zdobyć i gdzie jest położony. Sporą część tej kwoty pochłaniają bilety lotnicze i transport w dane miejsce na Ziemi, a także pozwolenia na wspinaczkę. To właśnie od kosztów i ewentualnych sponsorów często zależy, czy wyprawa dojdzie do skutku - przyznają alpiniści.

Chan Tengri było wielkim wyzwaniem. Teraz wodzisławianin planuje odpocząć. Ale na krótko. Bo bez tego nie da się żyć. - To co dzieje się w środku, podczas wspinaczki wysokogórskiej, to jest trudne do opisania i dla tego uczucia będzie się wspinał dalej - tłumaczy Dominik.

W przyszłym roku będzie to wspinaczka w Alpach i próba zdobycia Tryptyku alpejskiego, a to najbardziej wymagające północne ściany tego pasma.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto