Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grypa zabiła 50 mln osób, w tym wielu wodzisławian

Arkadiusz Biernat
Arkadiusz Biernat
Przepełniona pacjentami sala
Przepełniona pacjentami sala American Red Cross
Koronawirus zbiera śmiertelne żniwo w Chinach. Nie żyje ponad 800 osób, a 37 tys. jest zakażonych. Zabrzmi to brutalnie, ale przez świat przewijały się zdecydowanie większe pandemie. Tak było z grypą w 1918 roku. Z powodu niej zmarło nawet 50 mln osób. Wirus nie oszczędził też wodzisławian...

Od kilku tygodni media na całym świecie na szeroką skalę informują o koronawirusie z Chin. Wirus w Państwie Środka zbiera śmiertelne żniwo. Zmarło ponad 800 osób, a 37 tys. zostało zakażonych. Jego obecność stwierdzono w 30 krajach, w tym w Europie.

W Chinach w ciągu kilkunastu dni powstają specjalne szpitale. Chorzy są izolowani nie tylko w Państwie Środka, ale także w krajach europejskich. Nic dziwnego, jego odmiana jest bardzo groźna. Zwłaszcza dla dzieci i seniorów. Jednak trudno sobie wyobrazić, jak współczesne media i eksperci relacjonowaliby pandemię Hiszpanki. Grypy, która zbierała śmiertelne żniwo w 1918 i 1919 roku.

Hiszpanka, choć nie z Hiszpanii

Pod koniec I wojny światowej na mieszkańców krajów wykończonych krwawymi walkami spadł jeszcze jeden cios. To tzw. hiszpanka. Nazwa jest myląca, bo wirus wcale – jak twierdzono – nie szczególnie rozwinął się w kraju z Półwyspu Iberyjskiego. Ówczesna cenzura w krajach walczących w konflikcie zakazywała informować o chorobie. Pisała o niej prasa hiszpańska i stąd mylne wrażenie, że tam sytuacja była najgorsza.

Pandemia przetoczyła się w okresie 12 miesięcy w latach 1918–1919, w trzech osobnych falach, przez Europę, Azję, Afrykę i Amerykę Północną.

Wszystko zaczęło się w marcu w obozie szkoleniowym Camp Funston w Kansas. 4 marca kucharz Albert Gitchel zgłosił lekarzowi ze złym samopoczuciem i temperaturą 39,5 st. C. Chwilę później na podobne objawy z gorączką narzekało kilku żołnierzy, ale po kolejnych kilku dniach silne objawy grypy odnotowano wśród ponad 500 osób! Podobnie było w położonym niedaleko obozie Fort Riley. W sumie zakażonych było wówczas ponad 1000 osób. Konieczne było zakładanie prowizorycznych szpitali w namiotach.

Wirusa jednak nie udało się zatrzymać. Do jego ekspansji przyczyniło się przerzucanie wojsk amerykańskich na front Europy. Od Amerykanów zarażali się Francuzi, gdzie dobijały statki, a później Brytyjczycy. Przeszkodzą nie była linia frontu, bo na chorobę uskarżali się też niemieccy żołnierze. Chorowali także cywile.

Niedożywienie, wycieńczenie, wielkie skupiska żołnierzy. W wyniku I wojny światowej wirus miał doskonałe warunki do rozwoju. Nie bez znaczenia była ówczesna globalizacja. Kolej i statki umożliwiały szybkie przemieszczenia się z jednego na drugi koniec Europy, a nawet świata. Podróżowali ludzie, a z nimi na gapę choroba.

Pandemia miała trzy fale. Wiosną 1918 roku (wysoce zakaźna, ale łagodna w przebiegu), w sierpniu 1918 r. (z wysoką śmiertelnością) i na przełomie 1918 i 1919 roku, kiedy była już nieco mniej zabójcza.

Na grypę zmarło ok. 50 mln osób na całym świecie. To tyle, ile obywateli mniej więcej liczy… wspomniana Hiszpania. Trudno sobie nawet wyobrazić, że w ciągu roku z ziemi znika cała populacja tego kraju zamieszkująca Półwysep Iberyjski.

Chorzy, których wirus zaatakował płuca umierali w męczarniach. W ostatnich godzinach życia z wielkim trudem nabierali powietrza aż w końcu zatrzymywało się serce. Wielu umierało z uduszenia. U innych choroba objawiała się wysoką gorączką (40 st. C) i zakłóconą pracą serca. Bywało, że wirus atakował też inne organy wewnętrzne, a skutek zazwyczaj był ten sam – śmierć. Szczęście mieli ci, których dotykała grypa z łagodniejszym przebiegiem. U nich zazwyczaj kończyło się na niewysokiej gorączce, bólach mięśni i dreszczami, po czym wracali do zdrowia.

Ślązacy też umierali

Grypa dotarła też na Śląsk. W 1918 roku było to wielkie zmartwienie chociażby mieszkańców Wodzisława Śląskiego. - W Wodzisławiu Śl. Zmarło ponad 50 osób – czytamy w książce „Czas Zmian Wodzisław i Ziemia Wodzisławska pomiędzy Cesarstwem Niemieckim a II Rzeczpospolitą autorstwa Piotra Hojki z wodzisławskiego Muzeum.

Dzięki skrupulatnej pracy historyka wiadomo, że grypa w Wodzisławiu Śl. Pojawiła się na przełomie sierpnia i września 1918 roku. W październik można określić czarnym miesiącem. Wówczas zmarło aż 30 osób. W latach wcześniejszych średnio umierało w tym miesiącu od 5 do 10 wodzisławian. Z aktów zgonu wynika, że na skutek samej „hiszpanki” zmarło 20 osób (więcej zgonów niż wcześniej odnotowano też we wrześniu i w listopadzie).

- Po 11 listopada grypa dość szybko zaczęła zanikać, by z mniejszym natężeniem powrócić wiosną 1919 roku. Wtedy przestała być tak zabójcza i spowodowała śmierć „tylko” 10-12 osób – czytamy w publikacji Piotra Hojki.

Umierali głównie młodzi ludzie w wieku do 30 lat (podobnie jak na całym świecie). Naukowcy  z University of Wisconsin-Madison w USA doszli do wniosku, że groźny był… układ odpornościowy, który przy okazji walki z chorobą niszczył też płuca. Nie jest żadną tajemnicą, że to właśnie młode osoby mają bardzo silny układ odpornościowy.

Niestety, nie zachowały się źródła traktujące o tym, w jaki sposób radzono sobie z grypą w Wodzisławiu Śl.. Wiadomo, że na początku XX wieku istniał szpital przy ulicy Wałowej. Oddano go do użytku w 1913 roku.

- Nowy szpital przygotowany był na 33 łóżka, z czego 25 mieścić się miało w głównym budynku (10 z nich przeznaczonych było dla kobiet, a 15 dla mężczyzn). Kolejnych 8 łóżek stało w wyodrębnionym obiekcie – izolatce – czytamy w publikacji „Dzieje Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia im. Karola Boromeusza” autorstwa Sławomira Kulpy (przy współpracy s. Natany Bańczyk).

Dla przykładu w 1914 r. pomoc uzyskało tam 124 mężczyzn i 43 kobiety, zmarło łącznie jedenaście osób. Dwa lata później w 1916 r., pacjentów było znacznie więcej. Pracowały tu wówczas cztery siostry. Zaopatrzono łącznie 227 mężczyzn i 56 kobiet. Zmarło tylko 6 osób Można się domyślać, że w 1918 roku w związku z grypą pracy było bardzo dużo, a izolatka „pękała w szwach”.

Szpital obsługiwały siostry Boromeuszki. Ściśle współpracowały ze sobą. Jeśli była potrzeba większej ilości personelu, np. przy chorych zakaźnie, to mogły liczyć na pomoc sióstr z placówki byłego szpitala miejskiego (położony niedaleko – dziś ul. Styczyńskiego), który funkcjonował już w tym czasie jako przytułek dla ubogich. W 1918 roku z pewnością z takiej pomocy korzystały.

Spoczynek w łóżku, herbata z aspiryną i staranna dieta

Przed „hiszpanką” ostrzegała ówczesna polska prasa. W Nowinach ukazujących się w Opolu można było znaleźć nawet porady. Opierając się na ówczesnej wiedzy alarmowano, że najgroźniejsza jest dla seniorów oraz osób młodych narażonych na gruźlicę. Radzono, aby unikać zakażonych. Odradzano też podawanie ręki w geście powitania na ulicy.

- Szczególnie należy unikać chorych kaszlących, rozpryskiwana bowiem przy kaszlu plwocina zawiera niewątpliwe zarazki, które mogą u zdrowych wywołać chorobę. Zdaje się że zarazek znajduje się wydzielinach nosa. krtani i oskrzeli, dlatego powalane przez nie chustki od nosa, bielizna mogą również przenosić zarazę. Takiej więc zanieczyszczonej przez wydzieliny bielizny nie trzeba się dotykać – ostrzegał lekarz na łamach Nowin z 5 listopada 1918 roku.

Ostrzegano, że choroba może się rozwinąć u przeziębionych. Nakazywano wystrzegać się gwałtownych zmian temperatur. Apelowano, aby nie wychodzić zbyt rozgrzanym na zewnątrz domu. Osobom mało zahartowanym, szczególnie skłonnym do przeziębienia i to zwłaszcza wieczorami, zalecano nakładanie ciepłej odzieży i unikania zamoczenia nóg.

- Wzorowa czystość mieszkania, bielizna, pościeli, częste przewietrzanie, regularny hygieniczny tryb życia, wczesne udawanie się na spoczynek, wzmacniają odporność naszego ustroju i bronią niewątpliwie od „hiszpanki“ - radzono w na łamach prasy.

Już przy pierwszych objawach przeziębienia (powyżej 37 st. C) zalecano odpoczynek w łóżku, gorącą herbatę z aspiryną i chininą oraz „staranną dietę”.

Co ciekawe, już wtedy dostrzegalna była obojętność samych mieszkańców na chorobę. Prasa informowała, że wielu chorych z gorączką wciąż załatwiało swoje sprawy na mieście. To nie tylko pogarszało ich stan zdrowia, ale również pozwalała rozsiewać zarazki.

Objawami „zdradzieckiej choroby” było „ogólne rozłamanie, osłabienie, bóle w członkach, silny katar, suchy męczący kaszel i gorączka dochodząca 39-40 st. C”.

Zalecano unikanie wielkich zbiorowisk ludzi. Tak jak teraz w Chinach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto