Jolanta Lunitz mieszka w nowoczesnym domu w Nieżywięciu. Jej praca to komputer i telefon. Prowadzi specjalistyczny sklep z olejami.Pięć lat temu zakochała się w serach.
- 15 lipca 2015 roku zrobiłam pierwszą goudę, kilka miesięcy później pojechałam na pierwsze warsztaty serowarskie do Wańczykówki pod Wałbrzychem
– wspomina Jolanta Lunitz.
Dzisiaj jest administratorem fejsbukowej grupy Serowarstwo Domowe i członkiem Stowarzyszenia Serowarów Farmerskich i Zagrodowych.
Dlaczego boso?
Lubi żyć w miarę zgodnie z naturą. Dlatego gdzie i kiedy się da chodzi boso. To zdrowe, uziemia, wychładza, stymuluje. Powodów dlaczego to robi jest na kilka minut opowieści.
- Ludzie trochę dziwnie się na mnie patrzą. Wtedy ja im mówię, że nie mam na buty, bo zbliża się wrzesień i trzeba dzieciom zbierać na książki. Dopiero po chwili do nich dociera, że żartuję – opowiada Jola.
W robieniu serów najważniejsze jest mleko. Musi być przede wszystkim dobrej jakości. Czyli zdrowe, nie zakażone chorobotwórczymi bakteriami, pochodzące od szczęśliwych krów, karmionych latem na łące, a zimą sianem. Jolanta Lunitz sama nie hoduje krów, ale ma zaprzyjaźnionego rolnika, od którego przywozi mleko.
Serowarka pokazuje mi swoją spiżarkę. Stoją w niej dwie lodówki i wielki gar. W jednej lodówce panuje temperatura ośmiu stopni. W drugiej cztery więcej. To jej dojrzewalnia, każdy gatunek sera lubi dochodzić w innych warunkach. W garnku znajduje się czteroletnia solanka. Żółty i klarowny płyn osiągnął równowagę bakteryjną. Nie pokrywa się pleśnią. Moczy się w nim długodojrzewające sery. Sól tworzy barierę dla bakterii, by nie wnikały do wnętrza.
- Wielu myśli sobie, że ser to tylko dodanie podpuszczki do mleka, ale do tego trzeba dużej wiedzy– mówi Jolanta Lunitz. - Robienie serów to proces łagodny, nie wolno się nigdzie spieszyć. Mogę się przy tym wyciszyć i naprawdę odpocząć.
Mieszkanka gminy Człuchów pokazuje deskę swoich serów. Najbardziej znany w Polsce to Nieżywięcin. Ten ma pół roku. Ma w sobie dodatki kwiatowe, płatki chabrów i nagietków. Podpuszczka ścina mleko, powstaje wtedy skrzep, który trzeba jeszcze obrobić gorącą wodą. Przez dwa tygodnie ser trzeba obracać i traktować solanką. Czasami trzeba też natrzeć olejem lnianym. Liczy się wiedza i doświadczenie, bo trzeba w odpowiednim momencie zaprzestać solenia. Jeżeli zrobi się to za szybko, to w serze pozostanie jeszcze serwatka. Jeżeli zrobi za późno – ser za bardzo wyschnie.
Jak się robi niebieski ser?
Jolanta Lunitz pokazuje inne sery. Sześciotygodniowy camembert. Sprężysty i odpowiednio się ciągnący, jeszcze młody, bo pod białą skórką dopiero powstaje maź, a w środku widać jeszcze twarde, serowe jądro. Ma też ser typu górskiego, na desce leży też półtoramiesięczna gouda.
Sery je się w określony sposób. Od łagodnych po najwyrazistsze w smaku. Dlatego na koniec zostaje perełka. Blue Joli. Ser z przerostem niebieskiej pleśni. Do mleka dodaje się specjalne kultury bakteryjne. Potem, po uformowaniu krążków, ser trzeba nakłuć, by doprowadzić do niego powietrze niezbędne do rozwoju szlachetnych, lazurowych pleśni.
Surówka z rzodkiewki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?