Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatni Mendelssohn

MIROSŁAWA KSIĄŻEK
Lech Litwora w swoim gabinecie, w Urzędzie Stanu Cywilnego.  MIROSŁAWA KSIĄŻEK
Lech Litwora w swoim gabinecie, w Urzędzie Stanu Cywilnego. MIROSŁAWA KSIĄŻEK
Lech Litwora, odchodzący lada dzień na emeryturę kierownik Urzędu Stanu Cywilnego, swoim bogatym życiorysem mógłby obdzielić kilku ludzi. Przez ostatnie dziewięć lat udzielił ponad dwóch tysięcy ślubów.

Lech Litwora, odchodzący lada dzień na emeryturę kierownik Urzędu Stanu Cywilnego, swoim bogatym życiorysem mógłby obdzielić kilku ludzi. Przez ostatnie dziewięć lat udzielił ponad dwóch tysięcy ślubów. - Mam na sumieniu mnóstwo umęczonych mężów i żon - żartuje wodzisławianin.

Korzenie na Podbeskidziu

Zanim jednak trafił do Pałacu Ślubów, pracował w PGR-ach, uczył się zarządzania farmą w Stanach Zjednoczonych, a przez kilka lat był prezydentem miasta. Na świat przyszedł w 1936 roku w Międzybrodziu Żywieckim. Oboje rodzice byli z zawodu nauczycielami. Lech Litwora także ma za sobą epizod pedagogiczny. Przez jakiś czas uczył przysposobienia rolniczego w Bziu, obecnej dzielnicy Jastrzębia. W dzieciństwie często zmieniał miejsce zamieszkania. - Rodzice byli przenoszeni do kolejnych miast, a ja z nimi - opowiada.
Z rodzinnego Międzybrodzia dotarł do Bielan, a następnie pobliskiego Oświęcimia. Potem ruszył do Krakowa, podjął tam studia na Akademii Rolniczej. Pierwszą pracę znalazł w Zespole Państwowych Gospodarstw Rolnych w Stablowie. Tam poznał przyszłą żonę, Irenę, ze znanej w Wodzisławiu rodziny Rydygielów i Barteczków. Do dziś są szczęśliwym małżeństwem. - Jestem żonaty już 47 lat. Muszę przyznać, że nieźle trafiłem - mówi kierownik USC.

Gdzie bogiem był pieniądz

W swoim życiorysie Lech Litwora ma siedmiomiesięczny okres pobytu za oceanem. W czasach stalinowskich, w apogeum komuny, jako młody szef przedsiębiorstwa rolniczego został wytypowany do szkoleń w Stanach Zjednoczonych. Na praktyki rolnicze za ocean miało pojechać zaledwie pięciu Polaków. - To była zasługa profesora Pieniążka, słynnego szefa instytutu sadowniczego w Skierniewicach pod Warszawą, który miał prywatne kontakty w USA. Pojechaliśmy tam uczyć się od Amerykanów ich sposobu gospodarzenia na farmach- opowiada wodzisławianin.

25-latka z Polski zafascynował w Ameryce niesamowity jak na te czasy poziom techniki. Mniej imponowały mu kultura i sposób życia Amerykanów. - Tam bogiem był pieniądz. Potem była duża przerwa, a dopiero na końcu inne wartości - wspomina Lech Litwora.

Praktyka wśród kur

Polacy pojechali do Stanów na trzy miesiące. Zostali "rozparcelowani" po różnych fermach drobiu w różnych stanach. Litwora trafił do gospodarstwa w Pensylwanii. Z początku nie było lekko: musiał doglądać kurnika z sześcioma tysiącami kur. Chociaż ferma była w dużej części zautomatyzowana, pracy było co niemiara. Czworo praktykantów z Polski po dwóch miesiącach zdecydowanie zażądało powrotu do domu.
- Zadzwonili do profesora Pieniążka, że są traktowani gorzej niż wyrobnicy i że ma ich natychmiast zabrać do Polski. Ja nie skarżyłem się na swoje warunki życia. Jako jedyny, z błogosławieństwem profesora, pozostałem więc w Stanach - opowiada kierownik.

Ostatnim kursem

Pobyt za oceanem przeciągnął się do siedmiu miesięcy. Młody Litwora wrócił do Polski ostatnim kursem Batorego, w listopadzie 1960 roku. - Ten statek zimą nie pływał. Gdybym na niego nie wsiadł, musiałbym zostać w Stanach co najmniej do wiosny - opowiada.

Wodzisławianin przyznaje, że miał takie myśli. W Ameryce czekało na niego na pewno bardziej dostatnie życie. Miał propozycję pracy, jakoś by się urządził. W Polsce zostały jednak żona i dwoje małych dzieci. - Mógłbym je ściągnąć do siebie dopiero po uzyskaniu amerykańskiego obywatelstwa, to zaś mogło trwać około pięciu lat. Wiedziałem, że gdybym został, sprowadziłbym kłopoty na rodzinę - tłumaczy kierownik.

Życiowi nauczyciele

Po powrocie do kraju dostał pracę w Powiatowym Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Jego szefem był legendarny już Benedykt Kozielski, ostatni żyjący uczestnik Marszu Śmierci, mieszkaniec Jedłownika. - Wiele się od niego nauczyłem - wspomina nasz bohater. Drugim życiowym nauczycielem był dla Litwory Stanisław Robenek, w latach 80. prezydent Wodzisławia. To on ściągnął pana Lecha do pracy w Urzędzie Miasta. Tak zaczął się rozdział kariery politycznej w życiu wykwalifikowanego rolnika.

Lech Litwora był zastępcą prezydenta Wodzisławia od połowy lat 80. do roku 1993. Po odwołaniu prezydenta Henryka Lewandowskiego został wybrany na jego miejsce. Rządził miastem przez dwa lata, do kolejnych wyborów w 1995. Wtedy już jednak nie kandydował do rady. Po miesiącu przebywania na bezrobotnym otrzymał ofertę objęcia stanowiska kierownika Urzędu Stanu Cywilnego. To było kolejne nowe doświadczenie w jego życiu.

Radości i smutki

- Szefowanie USC to nie tylko picie szampana i objadanie się kołoczami - mówi Lech Litwora. W ciągu dziewięciu lat swojej pracy "uprawomocnił" ponad dwa tysiące małżeństw, rocznie rejestrował około 1,1 tysiąca urodzin i ponad siedemset zgonów. Razem z mieszkańcami świętował też ich wieloletnie rocznice ślubu. Musiał jednak również odnotowywać rozwody. A liczba tych ostatnich niestety rośnie z roku na rok. Kierownik, na podstawie analiz, doszedł do wniosku, że najwięcej rozwodów przypada pomiędzy siódmym a czternastym rokiem pożycia małżeńskiego. - Ta druga siódemka jest szczególnie niebezpieczna. Jeśli małżonkowie ją przetrwają, to potem już żyją i żyją - mówi Litwora. - Niektórym zaczyna znów "odbijać" dopiero po 40 latach od ślubu - dodaje.

Ktoś inny

Lech Litwora nie zapomni, jak nazajutrz po ślubie cywilnym młoda pani przyszła do urzędu, by unieważnić małżeństwo. - Było to niemożliwe, bo rozwód może dać tylko sąd. Do dziś nie wiem, jakie były powody tej prośby młodej kobiety - mówi kierownik. W miniony wtorek Lech Litwora wziął udział w swoim ostatnim spotkaniu z małżonkami świętującymi Złote Gody. Po raz ostatni jako kierownik Pałacu Ślubów wygłosił przemówienie na cześć dostojnych jubilatów. Swoje Złote Gody będzie obchodził za trzy lata, ale wówczas już ktoś inny będzie mu wręczał okolicznościowy medal i składał życzenia.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto