Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W wybuchu metanu w kopalni Stonawa zginęło 12 polskich górników. Prokuratura umorzyła śledztwo, bo śledczy nie dopatrzyli się winy

Piotr Chrobok
Piotr Chrobok
PAP
PAP
arc. Dziennik Zachodni
12 górników pochodzących z Polski, którzy zginęli w wybuchu metanu, do którego w grudniu 2018 roku doszło w czeskiej kopalni CSM Stonawa nie stracili życia w wyniku zaniedbań ze strony swoich lub swoich przełożonych. Prowadząca w tej sprawie śledztwo Prokuratura Okręgowa w Gliwicach umorzyła je, orzekając, że do tragedii doszło z przyczyn naturalnych. Nie dopatrzyła się też nieprawidłowości związanych z manipulowaniem metanomierzami.

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie wybuchu metanu w kopalni Stonawa. Zginęli w nim polscy górnicy

Po czterech latach od tragedii w czeskiej kopalni Stonawa, w której w wyniku wybuchu metanu zginęło 13 górników, w tym 12 pochodzących z Polski, badająca przyczyny i okoliczności tego dramatycznego wydarzenia, Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zadecydowała o umorzeniu śledztwa w tej sprawie.

Śledczy orzekli, że ani górnicy, którzy w trakcie wybuchu prowadzili prace w ścianie, ani osoby dozorujące ich bezpieczeństwo podczas prac nie mieli wpływu na eksplozje metanu, których w sumie były trzy, a przy trzecim razie, oprócz metanu wybuchł także pył węglowy.

- Jak wynika z pozyskanych w toku śledztwa opinii biegłych, działania osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i higienę pracy w kopalni były zgodne z obowiązującymi w chwili zdarzenia na terenie Republiki Czeskiej przepisami - cytuje gliwickich śledczych Polska Agencja Prasowa.

Co było przyczyną wybuchu metanu w kopalni w Stonawie?

Zdaniem śledczych do wybuchu metanu doszło na skutek "zjawiska geomechanicznego", w wyniku którego metan miał zacząć wypływać z ociosu w ścianie. Bezpośrednim inicjatorem eksplozji był kombajn, na którego organ urabiający nawinął element obudowy pręta, o który starcie spowodowało wybuch.

Wobec tego, prokuratura wskazała, że załoga nie mogła z wyprzedzeniem zareagować na powstałą sytuację. Dodatkowo śledczy ocenili, że nie doszło do manipulowania czujnikami metanu.

- W toku postępowania nie ujawniono jakichkolwiek dowodów ingerencji w działające w rejonie bezpośredniego miejsca zdarzenia urządzenia do pomiaru stężeń metanu, a biegli szczegółowo odnieśli się do pomiarów zarejestrowanych na innych urządzeniach - podaje Polska Agencja Prasowa.

Czeska prokuratura również nie dopatrzyła się uchybień

Wyniki śledztwa gliwickiej prokuratury są zbieżne z ustaleniami czeskich śledczych, którzy także prowadzili w sprawie wybuchu postępowanie i którzy niedawno je zakończyli.

Polska i czeska prokuratura na pewnych polach pracowały wspólnie. Jak przekazuje PAP, śledczy wspólnie omawiali m.in. kwestie związane z pozyskanymi opiniami biegłych i określali dalsze kierunki prowadzonych równolegle postępowań, a także analizowali problemy związane z odmiennością polskich i czeskich przepisów górniczych. Działał również odrębny polsko-czeski zespół dochodzeniowo-śledczy.

W wybuchu metanu w kopalni Stonawa zginęło 13 górników, w tym 12 z Polski

Przypomnijmy, że do tragicznego w skutkach wybuchu metanu w czeskiej kopalni Stonawa doszło dokładnie 20 grudnia 2018 roku o godzinie 17:16 na poziomie 800 metrów pod ziemią. W zagrożonym rejonie przebywało łącznie 23 górników. Jeszcze w dniu katastrofy do 10 rannych dotarli ratownicy. Wówczas odnaleziono też pierwszą ofiarę śmiertelną.

W następnych dniach ratownicy górniczy dotarli jeszcze do trzech innych górników, którzy także nie przeżyli eksplozji. Później na kilka miesięcy rejon kopalni, gdzie doszło do wybuchu odgrodzono tamami. Decyzja o czasowym odstąpieniu od akcji ratowniczej była podyktowana trudnymi warunkami panującymi w kopalni.

Została ona wznowiona w kwietniu 2019 roku. Po kilku dniach udało się odnaleźć ciała kolejnych górników. Zwłoki ostatniego wydobyto na powierzchnię 12 maja.

Górnicy, którzy zginęli w kopalni Stonawa pochodzili w większości z woj. śląskiego. Byli oni pracownikami górniczej firmy Alpex z Jastrzębia-Zdroju, która roboty w feralnej ścianie w dniu wybuchu metanu prowadziła od kilku miesięcy - rozpoczęła je w lipcu 2018 roku.

Śledztwo prowadzono w kierunku niedopełnienia obowiązków i narażenia górników na niebezpieczeństwo. Takie były też sygnały pracowników kopalni

Warunki, w których przyszło pracować górnikom miały być bardzo trudne. W pracach przeszkadzały im stężenia metanu, które przekraczały dopuszczalne normy, co skutkowało wyłączaniem prądu i przerwaniem wydobycia. W związku z tym, na jakiś czas przed wybuchem zdecydowano się na nowo określić procedury bezpieczeństwa, podwyższając dopuszczalne stężenie metanu, a jednocześnie wprowadzając dodatkową wentylację.

To jednak na niewiele się zdało. Praca górników nadal była przerywana przez przekraczające normy stężenia metanu. Do przerwania prac w chodniku na poziomie 800 metrów z powodu przekroczenia dopuszczalnego stężenia metanu doszło też na dzień przed katastrofą. Zdecydowano się też wycofać z zagrożonego miejsca całą pracującą w nim załogę. Kolejnego dnia prace jednak wznowiono, gdyż pomiary nie wykazały zbyt dużego stężenia metanu w atmosferze.

Jak mówili już po katastrofie, żeby roboty na dole mogły być prowadzone, metanomierze były sztucznie oszukiwane: zasłaniane lub kierowano na nie powietrze.

To między innymi dlatego prokuratura prowadziła śledztwo pod kątem nieumyślnego sprowadzenia katastrofy na skutek niedopełnienia obowiązków przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Nie udało się tego jednak udowodnić.

- Pojawienie się metanu w ilości koniecznej do powstania i następującego rozwoju zdarzenia wybuchowego musiało być nagłe - przekazała PAP ustalenia śledczych, Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.

Sztygarowi nie udowodniono winy

Osobnym wątkiem w śledztwie gliwickiej prokuratury były nadużycia ze strony sztygara odpowiedzialnego m.in. za pomiar stężeń metanu, które miały doprowadzić do narażenia górników na niebezpieczeństwo. I tę sprawę jednak umorzono, ponieważ nie doszukano się danych dostatecznie uzasadniających podejrzanie popełnienia przestępstwa.

- Prowadzący postępowanie dopatrzyli się uchybień w użytkowaniu metanomierza przez sztygara zmianowego, którego czujnik na kilka godzin przed katastrofą wskazywał podwyższone stężenia metanu. Śledczy ocenili jednak, że nie można jednoznacznie określić, w których miejscach faktycznie doszło do przekroczenia stężenia gazu, oraz czy sztygar mógł naruszyć swoje obowiązki -podaje PAP.

Ustalenie, czy sztygar nie dopełnił swoich obowiązków jest niemożliwe ze względu na to, iż jego analizator nie zapisuje danych o położeniu. Biegli nie mogli więc ocenić, czy przekroczony poziom gazu występował w miejscu, w którym doszło do eksplozji. Sam sztygar utrzymuje, że tak nie było. A potwierdzeniem jego słów mają być wyniki pomiarów w tym tym miejscu, które nie zarejestrowały przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu.

W wybuchu metanu w kopalni Stonawa zginęło 12 polskich górni...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto