Było po godz. 19 kiedy Eugeniusz Tomanek z bólem klatki piersiowej, rąk i głowy zgłosił się na Izbę Przyjęć w Wodzisławiu Śl. Do szpitala nie pojechał przypadkowo. Ze względu na migotanie przedsionków, nadciśnienie tętnicze i poszerzenie aorty był pod stałą opieką poradni kardiologicznej.
Lekarz m.in. zlecił badanie krwi i EKG. Po przebadaniu stwierdził stan ogólny dobry, objawy zapalenia zatok i wypisał pacjenta do domu.
- Wykluczyli zawał. Ale coś mi nadal jest - brzmiały jedne z ostatnich słów mężczyzny do żony. Chwilę później usiadł na tapczanie, zsiniały mu wargi i zsunął się na lewy bok. Żona na tętnicy szyjnej nie wyczuła tętna. Wezwała pomoc i rozpoczęła masaż serca. Wspólnie z ratownikami przez 50 minut walczyła o jego życie. O godz. 22:35 stwierdzono zgon mężczyzny.
Dramat rozegrał się 27 czerwca. Rodzina zmarłego ma żal i zadaje pytanie: czy w szpitalu nie można było zrobić więcej? Wdowa po zmarłym Eugeniuszu jest emerytowaną pielęgniarką. Dziwi się, że z takimi wynikami i czynnikami nie pozostawiono jej męża na obserwacji.
- Obciążenie kardiologiczne, nadciśnienie, poszerzenie aorty, migotanie przedsionków, ból w klatce piersiowej, 64 lata, pod opieką poradni kardiologicznej i trzycyfrowe CRP, które nie tylko daje sygnały o infekcji bakteryjnej, ale także o incydencie sercowo-naczyniowym. Tyle czynników przemawiających za zawałem... A tu jedno EKG, jedno badanie krwi i koniec obserwacji. Do tego na EKG sama widzę, że nie jest do końca prawidłowe. Według mnie świadczy o stanie przedzawałowym. Na prawdę nie wiem czym pani doktor kierowała się wypuszczając męża do domu. Jeśli jest zapalenie zatok na który wskazywał lekarz, to chyba można mieć też jednocześnie zawał... - dodaje Gizela Bizoń, która podkreśla, że mąż do szpitala wybrał się z teczką dokumentów medycznych.
Dyrektor szpitala do zbadania sprawy powołał komisję w której skład - zdaniem placówki - weszli wieloletni doświadczeni lekarze.
- W toku pracy komisji, dokonano kompleksowej analizy i oceny udzielanych pacjentowi świadczeń medycznych. Komisja stwierdziła, że nie doszło do uchybień proceduralnych w trakcie udzielania pacjentowi świadczeń zdrowotnych - czytamy w piśmie podpisanym przez dyrektor Dorotę Kowalską i jej zastępcę ds. lecznictwa lek. med. Janusza Tkocza.
Na szereg szczegółowych pytań zadanych przez redakcję szpital nie odpowiedział wskazując na „prawa pacjenta do tajemnicy informacji z nim związanych, prawa pacjenta do dokumentacji medycznej oraz poszanowania życia prywatnego i rodzinnego” wynikających z ustawy.
Sprawę wyjaśnia prokuratura
Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy kiedyś umrze. Wydaje się mi się, że w przypadku mojego męża można było zrobić więcej. Nie chcę, aby jego śmierć poszła na daremno. Nie chcę, aby w przyszłości ktoś przyjeżdżający do szpitala po pomoc znalazł się w takiej sytuacji. Służba zdrowia ma zrobić wszystko żeby pomóc pacjentowi - przyznaje ze łzami w oczach Gizela Bizoń.
Sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Jest na wstępnym etapie śledztwa.
- Postępowanie dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci, co miało mieć związek z nieprawidłową diagnozą objawów chorobowych zgłaszanych 27 czerwca 2018 roku- mówi prok. Joanna Smorczewska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?