Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzień kobiet w Wodzisławiu Śl.: już nie ma męskich zawodów

Arkadiusz Biernat
Beata Drzeniek służy w wodzisławskiej Straży Miejskiej już od 10 lat. Podczas interwencji na jej widok awanturnicy zawsze łagodnieli
Beata Drzeniek służy w wodzisławskiej Straży Miejskiej już od 10 lat. Podczas interwencji na jej widok awanturnicy zawsze łagodnieli Arkadiusz Biernat
Dzień kobiet w Wodzisławiu Śl.: świętować go będą także w straży pożarnej, miejskiej i PKS- ie. Dlaczego? Tam również pracują kobiety, mimo że te zajęcia dotąd uznawano za typowo męskie...

Dzień kobiet w Wodzisławiu Śl.: już nie ma męskich zawodów

Zgłaszaliście już kiedyś telefonicznie interwencję wodzisławskiej Straży Miejskiej? Jeśli tak, to pewnie usłyszeliście w słuchawce kobiecy głos. To Beata Drzeniek, która w straży pracuje już od 10 lat. Nigdy nie planowała tego. Jak mówi, była to kwestia przypadku. - Byłam już po szkole i szukałam pracy. Okazało się, że jest szansa na zatrudnienie w Straży Miejskiej. Pomyślałam, czemu nie? - mówi.

Najpierw był półroczny staż. Podpatrywała kolegów, uczyła się. Po jego zakończeniu zaproponowano jej pracę. I została do dzisiaj. Jak pozostali strażnicy dużo czasu spędzała na patrolach. - Nigdy nie musiałam używać siły. Koledzy się śmieją, że kobiety łagodzą obyczaje. Awanturnicy się uspokajają i przestają przeklinać. Może coś w tym jest - śmieje się pani Beata. Choć nie musiała dotąd nikogo obezwładniać, to spokojnie dałaby sobie radę z niejednym mężczyzną. Musiała przejść kurs, na którym uczyła się m.in. technik obezwładniania.

- Później to, czego się nauczyłam, trzeba było zaprezentować, najczęściej na mężczyznach. Nikt dotąd, kto ze mną ćwiczył nie miał z tym problemu, że kobieta położyła go na ziemię - dodaje. Obecnie w straży pracuje na dyżurce. Odbiera zgłoszenia mieszkańców oraz wysyła strażników na miejsce interwencji. Musi być opanowana, jednak i w tym miejscu nie brakuje zabawnych momentów. Związane jest to z nietypowymi zgłoszeniami. Bowiem strażnik jest teraz od wszystkiego. Mieszkańcy zgłaszają coraz częściej nietypowe interwencje. Tak było np. gdy po ulicach Wodzisławia Śl. biegał koń, lub wtedy, kiedy kaczki z parku wybrały się na spacer ulicą Kubsza.

Jednak niewykluczone jest to, że jeszcze ją zobaczymy na patrolu. Aby utrzymać formę z kolegami z pracy, raz na jakiś czas spotyka się na sali gimnastycznej, gdzie wspólnie ćwiczą.

W sumie na 15 mężczyzn w wodzisławskiej komendzie są tylko cztery kobiety (w tym dwie strażniczki). - Mamy super ekipę. Jak się teraz zastanowię, to nawet mam chyba więcej przyjaciół mężczyzn niż kobiet - podsumowuje.

ZOBACZ TEŻ: Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

Czytaj dalej na drugiej stronie.

Pierwsza kobieta strażak w naszym powiecie
Strażacy ochotnicy zwykli mawiać: "W szeregach OSP działa jedna osoba, ale jednostką żyje cała jej rodzina". Z tym w pełni zgadza się Maria Kaczmarek z Wodzisławia Śl. Sama od 2006 roku jest czynnym członkiem OSP Radlin II. A wszystko zaczęło się od jej syna, który był członkiem młodzieżowej drużyny pożarniczej (MDP). To z jego powodu w 2004 roku zawitała w remizie. Gdy podczas rozmowy przyznała, że studiuje strażacy namówili ją do napisania pracy magisterskiej o działalności Ochotniczej Straży Pożarnej w Radlinie II.

- Argumentowali, że wkrótce będzie 100- lecie straży i monografia pięknie by się wpisała w uroczystości. Mimo, że planowałam inny temat, zgodziłam się - wspomina pani Maria, pracująca na co dzień w wodzisławskim szpitalu. Wiedzę do pracy czerpała m.in. z kroniki OSP Radlin II, archiwum Centralnego Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach a także od samych członków straży. Tak krok po kroku poznawała coraz bardziej społeczność strażacką i była do niej wciągana. Chodziła na zebrania OSP, a także na uroczystości strażackie. W międzyczasie strażacy cały czas powtarzali: -"Ty i tak będziesz nasza". I tak się ostatecznie stało.

Wstąpiła do OSP w 2006 roku razem z mężem. Już w 2008 wraz z dwoma kobietami z OSP Radlin II jako pierwsze w powiecie wodzisławskim poszły na szkolenie członków OSP, dzięki czemu mogą brać teraz udział w akcjach ratowniczych. Była teoria i praktyka. - Wyraz twarzy strażaków kiedy usłyszeli, że my też na kurs, zapamiętam do końca życia - mówi z uśmiechem strażaczka. I dodaje.

- Pamiętam, że był też problem z butami dla nas. Zazwyczaj w strażach kupowano rozmiary powyżej 40- stki, gdzie tam one do naszych małych stóp. Ostatecznie i ten problem udało się załatwić i z powodzeniem ukończyłyśmy kurs. To, że byłyśmy kobietami, nie dawało żadnej taryfy ulgowej. Same też nie chciałyśmy jej. Udowodniłyśmy, że kobieta też potrafi - tłumaczy. Trzeba było opanować teorię i zdać egzamin praktyczny polegający na wykonaniu zadań. - Ramię w ramię z mężczyznami rozwijałyśmy linie gaśnicze, rozstawiałyśmy drabiny i obsługiwałyśmy sprzęt m.in. piły łańcuchowe - wspomina.

Choć kobiety zawsze działały w naszych OSP (już nawet przed wojną), dopiero one trzy były pierwszymi, które ukończyły kurs i otrzymały zgodę na udział w akcjach ratowniczych. Pani Maria ma ich za sobą kilkadziesiąt.
- Były to głównie pożary traw. Najwięcej wyjeżdżałam do akcji w 2012 roku. Wtedy pogorszyła się dyspozycyjność mężczyzn w jednostce ( ochotnicy biorą udział w akcjach poza własną pracą zawodową). Teraz znów mamy chłopaków pod dostatkiem, więc siłą rzeczy na akcje rzadko wyjeżdżam - dodaje.

Akcje ratownicze to nie wszystko. Pani Maria wraz z pozostałymi członkami OSP stale bierze udział w m.in. akcjach krwiodawstwa, przy zabezpieczaniu imprez masowych czy wychowaniu kolejnego pokolenia ochotników.

ZOBACZ TEŻ: Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

Czytaj dalej na trzeciej stronie.

Ludzie czynili znak krzyża, wsiadając do autobusu...
Na początku, gdy pasażerowie wchodzili do autobusu i za kierownicą widzieli kobietę, byli w szoku. Szczególnie mężczyźni. Niejeden się żegnał albo mówił, że nie napisał jeszcze testamentu. Ale do kobiety-kierowcy już się przyzwyczajono. Teraz wielu czeka, aż podjadę na przystanek - mówi Bożena Skrobak z Gorzyczek, kierowca autobusu w raciborskim PKS-ie. Za kierownicę autobusu trafiła dlatego, że chciała uczyć się... angielskiego.

- Byłam "na bezrobotnym" i chciałam się czymś zająć. Akurat organizowano kurs języka angielskiego, więc poszłam do PUP się zapisać. Okazało się, że angielski jest w pakiecie z kursem na prawo jazdy D. Początkowo chciałam zrezygnować, bo myślałam, że będą sami panowie, ale okazało się, że zapisały się też trzy inne panie. Pomyślałam, dlaczego nie spróbować? - wspomina.

Rodzina była zaskoczona, bo kierowca to raczej męski zawód. Pamiętam, jak wróciłam z urzędu pracy do domu i mąż zapytał mnie, czy zapisałam się na ten angielski. A ja mu wtedy: "tak Grzesiu, ale będę jeździła też autobusami". Spytał, po co mi to będzie, ale nie miał nic przeciwko - wspomina. - Jechał już ze mną wiele razy. Dziś mówi, że jest dumny, że ma żonę kierowcę - dodaje pani Bożena.

Godziny spędzone za kierownicą autobusu sprawiają jej przyjemność. - Zawsze lubiłam jeździć - mówi. Sama prawo jazdy ma od 80- tego roku.

ZOBACZ TEŻ: Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

od 16 lat
Wideo

Szutroza - Szlakiem Wielkopolskich Łowisk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto