Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Pszowie tysiące osób modliło się za Jana Pawła II. W Wodzisławiu Śl. kościoły pękały w szwach. Tak żegnaliśmy Jana Pawła II w 2005 roku

AB
Krzyż ze zniczy pod krzyżem misyjnym z wizerunkiem Jana Pawła II przed kościołem WNMP w Wodzisławiu Śl.
Krzyż ze zniczy pod krzyżem misyjnym z wizerunkiem Jana Pawła II przed kościołem WNMP w Wodzisławiu Śl. Agnieszka Materna
15 lat temu świat się zatrzymał. 2 kwietnia o godz. 21.37 zmarł papież Jan Paweł II. Karola Wojtyłę opłakiwał, wspominał i żegnał cały świat. Również mieszkańcy powiatu wodzisławskiego. Przeczytajcie nasze relacje z 2005 roku i zobaczcie zdjęcia. Pamiętacie tamte dni?

Setki zapalonych zniczy na placu bazyliki w Pszowie, a wśród nich do połowy zalana woskiem karteczka ze słowami: Ojcze Święty, bardzo Cię kocham, chociaż Jezus już nam Cię zabrał, Ty zawsze pozostaniesz w moim sercu, byłeś najlepszym ojcem, dałeś nam dobry przykład i pokazałeś, jak żyć...

Po 15 latach wracamy do tamtych wydarzeń. Tak Mirosława Książęk-Rduch z DZ relacjonowała pożegnanie papieża Polaka.

***

To był nasz ojciec

6 kwietnia w pszowskim sanktuarium Matki Boskiej Uśmiechniętej tysiące ludzi żegnało Jana Pawła II. Po śmierci Karola Wojtyły na mszy świętej za spokój duszy Ojca Świętego zebrało się całe miasto. Tysiące pszowian żegnało swojego Honorowego Obywatela. Ten tytuł lokalny samorząd nadał Janowi Pawłowi II 28 lutego 1998 roku. Pszowianie nie zapomną, że jeszcze jako metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła odwiedził ich Madonnę Uśmiechniętą, a kościołowi nadał status bazyliki mniejszej. - Drugi taki człowiek już się chyba na świecie nie urodzi. Dlatego trzeba dziękować Bogu za to, co on nam dał - mówił w 2005 roku Łukasz Skrzyszowski, młody harcerz, który na uroczystą celebrę w bazylice przyjechał z Wodzisławia Śląskiego.

Kogo wówczas by nie zapytać, każdy w Pszowie o papieżu mówił: ojciec. Agnieszka Abram nigdy nie miała okazji spotkać Jana Pawła II osobiście. Pojechała na jedną pielgrzymkę - do Gliwic, ale akurat wtedy papież rozchorował się i do spotkania z wiernymi nie doszło.

- Wiem jednak, że duchem był z tymi, którzy tłumnie zebrali się, by go spotkać. Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo: wciąż będzie z nami - przyznała pszowianka.

Z nauczania Ojca Świętego najbardziej zapadła jej w pamięci jedna myśl. Papież powiedział: „Opatrzność nie zna słowa przypadek”.

- To wielka prawda, która cały czas potwierdza się w moim życiu - dodawała kobieta.

Na spotkanie do Gliwic pojechał też Adam Heider, który również żegnał w Pszowie wielkiego Polaka. Papieża nie zobaczył, ale wcześniej i później wielokrotnie oglądał go w telewizji. Na mszę świętą za duszę Ojca Świętego zabrał wówczas dwuletnią córeczkę Martynkę.

- Jest za mała, żeby go znać, ale kiedyś na pewno o nim usłyszy. Bo pamięć takiego człowieka zostanie na zawsze - powiedział ojciec dziewczynki, zapalając przed obrazem papieża wielki znicz.

***
Ojca Świętego żegnano też w Wodzisławiu Śląskim i pozostałych miejscowość powiatu wodzisławskiego. Poniżej wracamy do tamtych wydarzeń.

Krzyż ze zniczy

Szybko zapełniały się kolejne stronice ksiąg kondolencyjnych wystawionych w kościołach, urzędach miast i Urzędach Stanu Cywilnego. Wierni dotknięci śmiercią papieża Jana Pawła II wpisywali czasem bardzo osobiste refleksje. Kolejki chętnych do wpisu liczyły nieraz po kilkadziesiąt osób.

Pod krzyżem misyjnym na placu kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Wodzisławiu wierni ustawili krzyż z płonących zniczy i świeczek. Tu także modlono się w intencji Ojca Świętego.

Pogrążeni w modlitwie

Przez ostatni tydzień wszystkie kościoły pękały w szwach. Mieszkańcy całego regionu przychodzili do swoich świątyń złożyć ostatni hołd papieżowi i pomodlić się w jego i swojej intencji. W wielu kościołach odbywały się specjalne, wieczorne modlitwy różańcowe.

Oby dalej nas prowadził

SP nr 3 — jedyna w Wodzisławiu Śląskim szkoła nosząca imię Jana Pawła II - przez cały tydzień czciła pamięć swojego patrona. Na szkolnym korytarzu pod tablicą ku jego pamięci cały czas płonęły znicze i leżały kwiaty. Uczniowie i nauczyciele o każdej godzinie przychodzą tu się pomodlić.

- Ojciec Święty był kimś wyjątkowym. Drugiego takiego człowieka już chyba nie będzie - mówiła Katarzyna Pluta, uczennica szóstej klasy w SP nr 3. W 2001 roku Kasia razem ze szkolną pielgrzymką pojechała do Watykanu. Podczas audiencji na Placu Świętego Piotra papież błogosławił dzieci. Wziął w dłonie twarz Kasi.

- Czułam na policzkach jego drżące ręce. Nigdy nie zapomnę tej chwili - wspominała dziewczynka. Szkoła nosi imię papieża Jana Pawła II od kwietnia 2001 roku. Na granitowej tablicy wiszącej na ścianie wyryto motto z nauk papieża: „Pójdźcie ze mną w trzecie tysiąclecie, aby zbawiać świat”. To hasło ma przyświecać młodzieży opuszczającej mury szkoły.

- Kocham Ojca Świętego za pokój, który głosił. Za to, że łączył ludzi. Mam nadzieję, że nawet po śmierci jego słowa będą nas prowadziły - mówiła 12-letnia Angelika Łazińska, także uczennica „trójki”. Dzień pogrzebu Ojca świętego był wolny od zajęć w szkole. Większość uczniów zgromadziła się rano w kościołach, gdzie odprawiane były msze w intencji zmarłego papieża - Polaka.

Wyszpanowoł norma

Joahim Pilny to jeden z grupy rydułtowskich ministrantów, którzy swoją przygodę z kościołem zaczynali pod okiem ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela znanego na całym świecie ruchu oazowego „Światło – Życie”. W lipcu zeszłego roku dawni ministranci pojechali z pielgrzymką do Watykanu i zostali przyjęci przez Ojca Świętego.
Joachim Pilny, razem z przyjaciółmi Henrykiem Nawratem i Jerzym Bindaczem, uklękli przed papieżem i złożyli mu dary.

- Takiej chwili się nie zapomina. Pozostanie ze mną do końca życia - mówił pan Joachim.

Śmierć papieża bardzo go dotknęła, ale jak mówi stare powiedzenie: „Umarł król, niech żyje król”.

- Człowiek ma swoje granice. Jan Paweł II i tak zrobił więcej niż ktokolwiek z nas. Teraz od nas zależy, czy pójdziemy jego drogą - dodaje Pilny.

Zdaniem byłego ministranta następca Karola Wojtyły na papieskim tronie będzie miał bardzo trudne zadanie. - Nasz papież ogromnie wyszpanowoł norma. Nowy bydzie mioł problym, jak to pociągnąć – mówił były ministrant.

Pozostał jej obraz

Felicja Kozielska z Wodzisławia Śląskiego z zawodu jest ekonomistką, ale z zamiłowania – malarką. Ta pasja doprowadziła ją do bezpośredniego spotkania z papieżem Janem Pawłem II. Wodzisławianka namalowała obraz Ojca Świętego, który następnie zawisł w Szkole Podstawowej nr 3, noszącej imię papieża.

- Do tej szkoły chodziłam ja i moje dzieci, mam nadzieję, że pójdą tu także moje wnuki - mówiła Felicja Kozielska.

W październiku 2001 roku szkolna delegacja pojechała na audiencję do Watykanu. W grupie pielgrzymów była również pani Felicja – autorka papieskiego portretu. - To było niezwykłe spotkanie. Wzruszenie odebrało mi głos – wspominała na łamach DZ.

Obraz papieża malowała przez ponad miesiąc. Miała na to tylko wieczory i weekendy. Wzorowała się na zdjęciach i portretach z książek. Dziś to malowidło uważa za najlepszą pamiątkę, jaka została jej po Ojcu Świętym.

Z welonem przed papieżem

Paulina i Jakub Michalakowie oraz Monika i Michał Fitowie we wrześniu 2004 roku, w kilka tygodni po swoich ślubach, pojechali do Rzymu, żeby poprosić Ojca Świętego o błogosławieństwo.

- Przez rok mieszkałem w Rzymie, gdzie studiowałem ekonomię. Miałem okazję uczestniczyć w papieskich audiencjach. Dowiedziałem się wtedy, że młode małżeństwa mogą po ślubie przyjechać do Watykanu i prosić Ojca Świętego o błogosławieństwo - wspominał Jakub Michalak, wówczas pracownik raciborskiego urzędu miasta.

Michalakowie wzięli ślub 26 czerwca 2004 roku. Fitowie stanęli na ślubnym kobiercu 2 sierpnia 2004 r. We wrześniu spakowali manatki i pojechali do Rzymu.

- Bagażnik był załadowany po brzegi: namioty, kuchnia gazowa, śpiwory. A na nich surdut, garnitur idwie suknie ślubne - wspominał na łamach DZ Jakub Michalak.

Młode małżeństwa pokonały w sumie 3,5 tys. kilometrów. Do Watykanu wygrali się metrem. - Szliśmy przez miasto w naszych ślubnych strojach. Włosi składali nam życzenia, klaskali na nasz widok, śpiewali - wspominają. Po audiencji specjalni pielgrzymi, w tym również młode pary, udawali się po błogosławieństwo.

-Kiedy staliśmy w długiej kolejce, trochę denerwowaliśmy się. Ale gdy uklękliśmy przed Janem Pawłem II, zapomnieliśmy o wszystkim. Poprosiłem Ojca Świętego o błogosławieństwo, on odpowiedział: „Błogosławię wam”. Gdy dowiedział się, że jesteśmy z Polski, uśmiechnął się - opowiadał Jakub Michalak. Jego żona odchodząc od papieskiego tronu zaczęła płakać. - Wszyscy czuliśmy, że przeżyliśmy coś bardzo ważnego, coś najważniejszego w naszym życiu — opowiadali.

***

Urszula Regina Woźnica wspomina swoje pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym

Odmienił moje życie

Urszula Regina Woźnica do końca życia zapamięta pierwszą pielgrzymkę do Rzymu i osobiste spotkanie z Janem Pawłem II. Spojrzenie Ojca Świętego i parę wypowiedzianych przez niego zdań zmieniło całe jej życie.

Bo dziewczyny prosiły

Wyjeżdżając do Watykanu myślała, że jedzie w ostatnią podróż. Po powrocie miała się poddać operacji ze względu na chorobę nowotworową. Zabieg okazał się niepotrzebny, bo po pielgrzymce wyniki zaskakująco się poprawiły. To nie jedyne pozytywne przeżycie, jakie pielęgnowała w pamięci rydułtowianka.

Wybierając się w podróż (rok 1988) postanowiła przemycić w bagażu nagraną w domu kasetę z pieśniami kościelnego chóru Schola, który prowadziła przez ponad 20 lat.

- W chórze śpiewały dziewczynki zaraz po Pierwszej Komunii Świętej. Przez lata dziewczyny dorosły, ale śpiewać nie przestały. Prosiły mnie, żebym zawiozła tę kasetę papieżowi, bo same nie mogły pojechać. Nie byłam wstanie odmówić - wspominała w 2005 roku.

Kasetę nagrywały w domu pani Reginy, w noc poprzedzającą wyjazd. Jedyny sprzęt, jaki miały to był stary magnetofon pożyczony od miejscowego księdza. Nagranie trwało do czwartej rano. O piątej w kościele na Orłowcu zaczynała się msza poprzedzająca wyjazd pielgrzymki.

Powiedz, że posłucham

Urszula Woźnica zawinęła kasetę w chusteczki i położyła na dnie walizki. Na lotnisku przetrzepano jej torbę, ale kasety nikt nie znalazł. Gdyby wpadła, cała pielgrzymka zostałaby pewnie cofnięta z powrotem do Rydułtów.

- Bałam się, nie o siebie, ale że innym popsuję wyjazd. Na szczęście udało się — opowiadała pani Urszula.

Nie mogła nawet marzyć, że osobiście wręczy Ojcu Świętemu kasetę. Ale podczas audiencji w auli Pawła VI papież sam nagle wyciągnął ręce, jakby chciał ją pobłogosławić. Wykorzystała moment i wsunęła mu w dłoń swój prezent.

- Powiedziałam: Ojcze Święty, mam tu dla ciebie kasetę, którą nagrały dziewczyny z chóru w małym mieście. Ty jesteś zmęczony, jak tego posłuchasz dziś wieczorem, to odpoczniesz - wspominała Woźnica. Gdy usłyszała to, co powiedziała, zdziwiła się własnej śmiałości. Że papieżowi nakazała, co ma zrobić wieczorem.

- Pomyślałam: matko, co za idiotka ze mnie! A wtedy, już odchodząc, Jan Paweł II obrócił się do mnie i rzekł: Powiedz swoim dziewczynom, że ich posłucham dziś wieczorem - nie kryła wzruszenia rydułtowianka.

W opakowaniu kasety ukryła karteczkę z krótkim listem do Ojca Świętego. Napisała, że prowadzi chór, że dziewczyny chciały zaśpiewać dla Jana Pawła II osobiście, ale nie mogły przyjechać. Napisała, że w kościele w Rydułtowach wierni gorąco modlą się za papieża — Polaka. Napisała też, że jest bardzo chora i że gdyby jeszcze się spotkali, to prosi Ojca Świętego, żeby na nią spojrzał i pomodlił się w jej intencji. Jako znak rozpoznawczy miała posłużyć czerwona róża, którą wepnie sobie we włosy.

List i czerwona róża

- To już była kompletna głupota. Tego wieczora, gdy dałam już papieżowi kasetę, dotarło do mnie, że on przeczyta list. I co tam znajdzie? Jakieś bzdury o czerwonej róży — w 2005 roku pani Urszula śmiała się z tamtych wydarzeń.

Kolejne spotkanie miało miejsce już następnego dnia, w Castel Gandolfo. Tam papież podjął rydułtowskich pielgrzymów. Gdy ustawiał się z nimi do pamiątkowego zdjęcia Urszula Woźnica chciała się zaszyć w najciemniejszy kąt. We włosy miała wpiętą czerwoną różę iwydawało jej się, że spłonie ze wstydu. Na jednej z fotografii widać, jak Ojciec Święty patrzy w jej kierunku i się uśmiecha. Ona nie miała dość odwagi, by podnieść wzrok.

- Jestem jednak pewna, że się za mnie pomodlił i to przyniosło owoce — wspominała rydułtowianka.

To jej wystarczyło

Pani Urszula była w Rzymie kilkakrotnie. W 2000 roku, roku jubileuszowym, pojechała do Stolicy Apostolskiej razem z dziewczynami ze swojego chóru, wówczas już dorosłymi kobietami. Nigdy już jednak nie była tak blisko Jana Pawła II jak podczas pamiętnej, pierwszej pielgrzymki.

- Nie pchałam się do przednich rzędów. To pierwsze spotkanie dało mi tyle, że nie mogłam już zabierać miejsca i uwagi papieża innym. Chciałam, by oni też mogli doświadczyć tego, co ja — mówiła.

***

W 2005 roku pisaliśmy też o śladach Jana Pawła II w powiecie wodzisławskim.

Fatima z papieską koroną

Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Turzy Śląskiej w czerwcu 2004 roku przeżywało niezwykłą uroczystość. Nuncjusz apostolski w Polsce ks. arcybiskup Józef Kowalczyk w towarzystwie biskupów, księży i dziesiątek tysięcy wiernych dokonał aktu koronacji tutejszego obrazu koroną papieską. Ojciec Święty Jan Paweł II stał się turzanom jeszcze droższy. Sam przecież od lat głosił kult Maryi Fatimskiej. Turskie sanktuarium nie bez powodu jest nazywane Śląską Fatimą.

Niezwykły charakter tego miejsca podkreślił nawet Alberto Amaral, biskup Leiry i Fatimy, który gościł w Turzy 14 września 1976 roku. W kronice parafialnej napisał: „Wydawało mi się, że znajduję się w Dolinie Objawień w Fatimie. Czułem się tu jak w domu. Tu jeszcze lepiej zrozumiałem, że Fatima ma uniwersalny charakter i uniwersalne posłannictwo. Fatima ma znaczenie dla całego świata”.

Z początku nikt nie spodziewał się, że do wybudowanego wciągu półtora roku, poświęconego w 1948 kościoła zaczną pielgrzymować takie tłumy wiernych. Na 40-lecie objawień fatimskich w 1957 roku przybyli pielgrzymi z grubo ponad dwustu parafii. Na znane w regionie Noce Pokuty i Dni Chorych bez specjalnych zaproszeń ściągają do turskiego sanktuarium rzesze wiernych. Dużo ludzi przyjeżdża tu po to, by się wyspowiadać. Konfesjonały stoją nie tylko wewnątrz kościoła, ale także na zewnątrz, wśród drzew. Tutejsi księża wspominali, że częściej niż gdzie indziej w Turzy zdarzają się spowiedzi po długich latach przerwy.

Lolek lubił Śląsk

Wszystkie wizyty Jana Pawła II na Górnym Śląsku już kilka lat temu opisał Marek Szołtysek, historyk i autor książek. W 2005 roku na łamach DZ tak pisał:

– Przypuszczam, że młody Karol Wojtyła bywał w Rybniku dość często, odwiedzał swoją ciotkę Stefanię Wojtyłę, która w rybnickich Stodołach była nauczycielką – opowiadał Szołtysek.

Jego zdaniem Karol Wojtyła to był „Ślązok trocha z wyboru”. Wielokrotnie brał udział w pielgrzymkach do Piekar Śląskich. Tam fascynował się specyficzną śląską kulturą i pobożnością. W czerwcu 1965 roku Wojtyła jako metropolita krakowski przyjechał do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Radlinie – Biertułtowach. Odwiedził tam szkolnego kolegę ks. Emanuela Francusa. W kościele odprawił mszę i wygłosił kazanie.

W 1966 roku Karol Wojtyła jako biskup przebywał w Domu Rekolekcyjnym w wodzisławskich Kokoszycach. 30 księży spotkało się tam 10 lat po święceniach. To był pierwszy rocznik studentów Wojtyły. Razem z nim spacerowali wtedy po pięknym kokoszyckim parku.

W czerwcu 1978 roku ks. kardynał Wojtyła zawitał do Pszowa i modlił się przed obrazem Matki Boskiej Pszowskiej. Po tej wizycie znów pojechał do wodzisławskiego Domu Rekolekcyjnego, gdzie odbywała się konferencja Komisji Duszpasterstwa Episkopatu Polski. Karol Wojtyła odwiedził wtedy również Rybnik im.in. Bazylikę św. Antoniego.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto