Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radlin: strażnicy miejscy wynieśli dzieci z płonącego budynku [WIDEO]

Mirosława Książek-Rduch
Strażnicy Krzysztof Grabowski i Mieczysław Machnik przed domem w Radlinie, w którym doszło do pożaru.
Strażnicy Krzysztof Grabowski i Mieczysław Machnik przed domem w Radlinie, w którym doszło do pożaru. fot. M. Książek-Rduch
Strażnicy miejscy, którzy ponad tydzień temu w Radlinie wynieśli z płonącego domu dwie dziewczynki, zostaną nagrodzeni przez władze miasta. Właściciele spalonego domu już zaczęli go remontować.

– Gdyby nie oni, moje córki już by nie żyły. My może też nie – mówi radlinianin Janusz Szostek o strażnikach miejskich Krzysztofie Grabowskim i Mieczysławie Machniku, którzy nie bacząc na własne bezpieczeństwo w nocy z 30 na 31 grudnia na rękach wynieśli z płonącego domu przy ulicy Rogozina 10 i 13-letnią dziewczynkę i pomogli opuścić dom ich rodzicom i babci. Teraz zostaną nagrodzeni przez władze miasta.

– Nie zrobiliśmy tego dla nagród czy pochwał. Po prostu tak trzeba było. Zadziałał instynkt, w takiej chwili nie myśli się o tym, co by było gdyby... – mówi Grabowski.

Przedostatnia noc 2010 roku. To miał być rutynowy nocny patrol. Krzysztof Grabowski i Mieczysław Machnik jechali radiowozem przez centrum miasta. Nagle w lusterku kątem oka zobaczyli coś niepokojącego. Z okna domu przy ulicy Rogozina, vis a vis parkingu przy szkole sportowej, wydobywały się kłęby dymu i widać było łunę pożaru. Okazało się, że pali się już cały parter, który właściciele wynajmowali agencji ubezpieczeniowej i firmie prowadzącej kursy prawa jazdy.

- Gdy tam weszliśmy, nie było nic widać od dymu. Słyszeliśmy dwie dziewczynki, stały na schodach i krzyczały - opowiadają strażnicy.

Porwali dzieci na ręce i umieścili bezpiecznie w radiowozie, a potem wrócili pomagać reszcie domowników. W domu było jeszcze troje dorosłych: rodzice dzieci i matka pana Janusza. Strażnicy pomogli wyjść kobietom, właściciela musieli wyprowadzić siłą.

- Pobiegł do piwnicy po wąż ogrodowy i chciał sam gasić ogień. Był w szoku - mówi Mieczysław Machnik. Z domu musieli szybko uciekać, bo w pomieszczeniach naprzeciwko biura były butle z gazem.

Właściciele domu, którzy cudem uniknęli śmierci, nie mogą jeszcze wprowadzić się z powrotem. Dom nadaje się do generalnego remontu. - Na razie mieszkamy u rodziny, musimy się z tego wszystkiego otrząsnąć, szczególnie córki - mówi Janusz Szostek.

Więcej o tej sprawie czytaj w piątkowym wydaniu Dziennika Zachodniego w Wodzisławiu Śląskim.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wodzislawslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto